W końcu lat pięćdziesiątych nasiliły się tendencje ze strony władz państwowych do dalszego ograniczania samodzielności towarzystw społeczno-kulturalnych. Było to konsekwencją coraz wyraźniejszego odchodzenia kierownictwa partii od popaździernikowego liberalizmu. Zmiany w polskim życiu politycznym szybko przekładały się także na sytuację mniejszości narodowych. Towarzystwom społeczno-kulturalnym wyznaczono określone miejsce w systemie politycznym kraju. Miały one przede wszystkim wspierać i upowszechniać program PZPR w środowiskach mniejszości narodowych. Redaktorom naczelnym pism adresowanych do mniejszości udzielono szczegółowych informacji w jaki sposób powinni pisać o rzeczywistości, aby treść publikacji odpowiadała linii partii[1]. W latach sześćdziesiątych bowiem, bardzo skrupulatnie przyglądano się treści przekazywanej w różnych przejawach działalności towarzystw, dużą swobodę pozostawiano natomiast w wyborze formy. Najaktywniejsi przedstawiciele społeczności mniejszościowych mogli tańczyć, śpiewać, deklamować wiersze, tworzyć literaturę w języku ojczystym, pod warunkiem, że to wszystko odbywało się ku chwale partii i socjalizmu. We wszelkich przejawach aktywności towarzystw ciągle doszukiwano się i zwalczano rzeczywiste, a częściej domniemane, treści nacjonalistyczne. Niekiedy podejrzenia o nacjonalizm Ukraińców, Litwinów lub Żydów przeradzały się w obsesję funkcjonariuszy MSW i PZPR. Za przejaw nacjonalizmu przyjmowano czytanie emigracyjnej prasy lub kwestionowanie oficjalnej interpretacji historii najnowszej.
W lutym 1959 r. sekretarz Komisji KC PZPR do Spraw Narodowościowych, Aleksander Sław, zarzucił administracji państwowej, a zwłaszcza Ministerstwu Kultury i Sztuki, że w pracy kulturalno-oświatowej wśród mniejszości nie wykazywano dostatecznej troski o wychowanie światopoglądowe i laickie. W imieniu Komisji uznał za niedopuszczalne traktowanie działalności artystycznej wyłącznie jako rozrywki. Doprowadziło to — zdaniem Sława — do pełnej bezideowości w pracy towarzystw narodowościowych i szerzenia się obcych partii wpływów oraz narastania nastrojów klerykalnych[2].
III Zjazd PZPR w marcu 1959 r. przywrócił monopol partii na kontrolowanie całości życia społecznego, politycznego i kulturalnego w kraju. Zaledwie kilka dni po zakończeniu Zjazdu Komisja KC do Spraw Narodowościowych uchwaliła Wytyczne w sprawie pracy wśród mniejszości narodowych po III Zjeździe PZPR[3]. „Towarzystwa kulturalno-oświatowe oraz ich organy prasowe — pisano w Wytycznych — winny pomóc w swych środowiskach organizacjom partyjnym w pracy nad przyswojeniem dorobku III Zjazdu”. TSKŻ miało zajmować się propagowaniem ruchu spółdzielczego oraz mobilizacją ludności żydowskiej do wykonywania planów rozwoju gospodarczego. Pozostałe towarzystwa mniejszościowe otrzymały zadanie „aktywizacji mas chłopskich”, popularyzowania PGR-ów i rolniczych spółdzielni produkcyjnych.
Dalszą inspirację dla pracy Komisji KC PZPR do Spraw Narodowościowych stanowiła uchwała II Plenum KC PZPR w sprawie rolnictwa. Komisja coraz bardziej ograniczała swoją rolę do interpretacji różnych dokumentów organów partii i przekazywania zadań do realizacji towarzystwom mniejszości narodowych. Problemy, które absorbowały mniejszości, rzadko były przedmiotem jej zainteresowania. W lipcu 1959 r. władzom towarzystw przesłano dokument pod nazwą Kierunki pracy Towarzystw Społeczno-Kulturalnych mniejszości narodowych po II Plenum KC PZPR[4]. „Głównym zadaniem Zarządów Głównych Towarzystw i ich terenowych ogniw — pisano — jest szeroka praca polityczno-propagandowa nad popularyzacją uchwały II Plenum”. Towarzystwa miały przekonywać mniejszości narodowe, że realizacja programu partii jest jedyną drogą do wzrostu dobrobytu i kultury wsi polskiej. Władze partyjne żądały, aby działacze towarzystw nawoływali do „dyscypliny podatkowej, oddawania obowiązkowych dostaw, a tym samym wnoszenia konkretnego wkładu na rzecz rozwoju rolnictwa”[5]. W dalszej części tej korespondencji opisano kolejne działania jakie miały być podejmowane przez aktywistów ze środowisk mniejszościowych, aby spełnić życzenie partii. Zarządy Główne musiały przygotować grupy propagandowe do prowadzenia akcji odczytowo-uświadamiającej wśród rolników, „prowadzić agitację na rzecz wstępowania do kółek rolniczych, dążyć do tego, aby każdy Ukrainiec, Białorusin, Litwin, Słowak był aktywnym członkiem kółka rolniczego”. Zespoły partyjne towarzystw otrzymały polecenie dalszego zbliżania mniejszości narodowych do partii i poszerzania jej szeregów poprzez rekomendację na członków najlepszych rolników. Specjalne zadania wyznaczono także redakcjom pism mniejszościowych. Oprócz popularyzacji programu partii miały one ponadto zwalczać „elementy obce [partii — E. M.] i warcholskie”[6].
W listopadzie 1959 r. Komisja opracowała nowy dokument zatytułowany Wnioski w sprawie dalszego rozwoju pracy kulturalno-oświatowej wśród mniejszości narodowych w Polsce[7]. Niewiele w nim miejsca poświęcono problemom kulturalno-oświatowym mniejszości narodowych. Całość dokumentu stanowiła raczej rodzaj instrukcji dla władz towarzystw w sprawie wdrażania polityki partii w środowiskach mniejszościowych. We wstępie zaznaczono, że „towarzystwa mniejszości narodowych są polskimi organizacjami kulturalnymi. Realizują one linię partii. Służą budowie socjalizmu w Polsce, umacniają moralno-polityczną jedność naszego społeczeństwa”. Ponieważ uznano, że ruch kulturalno-oświatowy mniejszości narodowych posiadał już dostatecznie rozwinięte struktury organizacyjne, pozostawało jedynie wypełnić go „właściwą treścią ideową i wychowawczą”[8]. Największą przeszkodą w ustanowieniu normalnej pracy towarzystw — zdaniem Komisji — był z jednej strony nacjonalizm polski i niewłaściwa atmosfera panująca wokół ludności niepolskiej, z drugiej zaś „elementy nacjonalistyczne spośród mniejszości narodowych”, które starały się „zepchnąć działalność organizacji na płaszczyznę obrony i reprezentowania politycznych interesów danej mniejszości”. Zarządom towarzystw postawiono kolejne zadania, które nie miały nic wspólnego ani z kulturą, ani z oświatą mniejszości narodowych. Oprócz ogólnikowych sloganów, wzywających do umacniania socjalizmu i „zacieśniania więzi braterskiego współżycia z ludnością polską”, nakazano „zaszczepiać różne formy antyklerykalizmu, popularyzować wydawnictwa Związku Ateistów i Wolnomyślicieli, demaskować elementy nacjonalistyczne we własnym środowisku”[9].
W marcu 1960 r. sprawy towarzystw społeczno-kulturalnych mniejszości narodowych oraz czasopism adresowanych do tego środowiska przekazano Komisji Narodowościowej przy Wydziale Administracyjnym KC (dalej: Komisji Narodowościowej). Odpowiedzialnym za politykę wobec mniejszości narodowych uczyniono Wiesława Ociepkę[10]. Wydział Administracyjny KC miał także nadzorować Departament Społeczno-Administracyjny MSW zajmujący się sprawami narodowościowymi[11]. Kierownikiem Wydziału został wówczas generał Kazimierz Witaszewski reprezentujący nurt narodowy w partii, związany z grupą Natolińczyków. Komisji KC do Spraw Narodowościowych wprawdzie formalnie nie rozwiązywano, lecz jej działalność zamarła wraz z przeniesieniem spraw mniejszościowych do Wydziału Administracyjnego. Rosło natomiast znaczenie MSW, które w miarę upływu czasu stawało się jednocześnie kreatorem i realizatorem polityki narodowościowej.
Na początku lat sześćdziesiątych uwaga Komisji Nardowościowej i MSW koncentrowała się na angażowaniu towarzystw społeczno-kulturalnych mniejszości narodowych do organizowania działalności gospodarczej. Podstawę prawną stanowiła uchwała Rady Ministrów z 17 listopada 1958 r. nadająca organizacjom społecznym prawo do prowadzenia działalności produkcyjnej, handlowej i usługowej. Rząd chciał, aby wszelkiego typu stowarzyszenia same zarabiały na swoją działalność statutową, co pozwoliłoby zmniejszyć, a w dalszej perspektywie zlikwidować, dotacje z budżetu państwowego. MSW uznało, że postanowienia uchwały dotyczą także, znajdujących się pod opieką resortu, towarzystw mniejszości narodowych[12]. Czynnikiem przesądzającym o ich włączeniu do działalności produkcyjnej były postulaty zgłaszane przez różne gremia partyjne o konieczności aktywizacji zawodowej ludności niepolskiej.
Towarzystwom społeczno-kulturalnym mniejszości narodowych przydzielono w 1959 r. po kilka zakładów przemysłowych lub usługowych. Ich rozmieszczenie niewiele jednak miało wspólnego z postulowaną aktywizacją zawodową. BTSK otrzymało dwa niewielkie przedsiębiorstwa w Warszawie oraz dwa na terenie województwa białostockiego. Jeden z zakładów warszawskich produkował tworzywa sztuczne, drugi olejki eteryczne. Na Białostocczyźnie natomiast jedną z przekazanych firm była żwirownia, drugą zaś piekarnia[13]. Po cztery przedsiębiorstwa otrzymały także UTSK i TSKŻ. UTSK miało zarządzać wytwórnią kilimów i narzut w Kleszczelach, zakładami włókienniczymi w Częstochowie i Przemyślu oraz wyrobów chemicznych w Olkuszu[14]. TSKŻ otrzymało dwa zakłady w Warszawie i dwa we Wrocławiu. Były to firmy remontowo-budowlane, produkcji reklam świetlnych oraz wyrobów chemicznych[15]. Po trzy zakłady otrzymały Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Czechów i Słowaków oraz Rosyjskie Towarzystwo Kulturalno-Oświatowe (RTKO).
Organizować działalność gospodarczą miały stowarzyszenia powołane przed kilku laty do realizacji zupełnie odmiennych celów. Działacze towarzystw nie mieli natomiast żadnego przygotowania, ani doświadczenia w kierowaniu przedsięwzięciami o charakterze produkcyjnym lub handlowym. Niektórzy już w pierwszym roku działalności, najczęściej nieświadomie, podjęli współpracę z osobami z tzw. podziemia gospodarczego. W 1959 r. za nadużycia i gigantyczne straty aresztowano członków Zarządu Gospodarczego RTKO[16]. W 1960 r., zamiast planowanych zysków, wszystkie przedsiębiorstwa, będące pod opieką towarzystw społeczno-kulturalnych mniejszości narodowych, przyniosły duże straty. Wyjątek stanowiła jedynie działalność gospodarcza BTSK. Białoruskie Towarzystwo, głównie dzięki wynikom finansowym firm warszawskich, miało zysk dorównujący wielkości budżetu organizacji[17].
W październiku 1960 r. Komisja Narodowościowa sporządziła raport na temat wyników gospodarowania przedsiębiorstwami przekazanymi organizacjom mniejszościowym. We wnioskach kończących raport stwierdzono, że „prowadzenie działalności gospodarczej przez Towarzystwa społeczno-kulturalne mniejszości narodowych jest ze względów politycznych i ekonomicznych nie celowe”[18]. Zobowiązano zarządy główne, aby do końca 1960 r. przedstawiły Ministerstwu Finansów i MSW plany całkowitej likwidacji tej działalności. Ministerstwo Finansów wraz z MSW miały ponadto opracować plan dotacji dla towarzystw na 1961 r., zakładając brak jakichkolwiek powiązań tych stowarzyszeń z gospodarką i przedsiębiorczością.
Wnioski zawarte w raporcie Komisji Narodowościowej nie były jednak realizowane przez MSW. W latach 1961-1962 w firmach zarządzanych przez towarzystwa społeczno-kulturalne mniejszości narodowych systematycznie zwiększano stan zatrudnienia oraz wielkość obrotów. BTSK zatrudniało w swoich zakładach produkcyjnych 147 osób, UTSK — 190, TSKŻ — 245[19]. Brak jest jednak wyraźnych motywów, dla których MSW jeszcze przez dwa kolejne lata konserwowało istniejący w tej dziedzinie stan prawny, chociaż oprócz zakładów zarządzanych przez BTSK, wszystkie pozostałe przynosiły straty. Ministerstwo interweniowało tylko wtedy, gdy w poszczególnych firmach doszukano się nadużyć. W 1961 r., na polecenie MSW, wrocławski zakład remontowo-budowlany, należący do TSKŻ, został oddany Centralnemu Związkowi Spółdzielczości Pracy (CZSP)[20]. W następnym roku do CZSP zaczęły być stopniowo przekazywane pozostałe, źle prosperujące przedsiębiorstwa, zarządzane dotychczas przez towarzystwa społeczno-kulturalne mniejszości narodowych. Dopiero na początku 1963 r. podjęto decyzję o likwidacji wszystkich przybudówek gospodarczych towarzystw. W przypadku BTSK, którego działalność gospodarcza przynosiła pozytywne efekty, postanowiono, że powstała na bazie firm należących do tej organizacji spółdzielnia produkcyjna „Beteska” będzie przekazywała 20 proc. zysków na działalność statutową towarzystwa[21]. W ten sposób MSW sprawiało wrażenie wśród działaczy białoruskich, że zostały zachowane wymierne korzyści z ich działalności gospodarczej. W rzeczywistości zaś takie rozwiązanie pozwalało ministerstwu na odpowiednie zmniejszenie kwot na dotacje dla tej organizacji.
Załamanie działalności gospodarczej towarzystw społeczno-kulturalnych mniejszości narodowych było wynikiem nie tylko braku wiedzy i doświadczenia ich organów zarządzających, lecz także przyjętego systemu dotacji. Te organizacje, które nie uzyskiwały dochodów ze swoich przedsiębiorstw, otrzymywały większe dotacje z budżetu MSW. Zarządy towarzystw nie miały zatem żadnej motywacji, aby wykazywać zyski ze swojej działalności gospodarczej. W 1960 r. MSW udzieliło dotacji dla BTSK w wysokości 500 tys. zł, UTSK — 950 tys., TSKŻ — 2 620 tys., RTKO — 722 tys., TSKCiS — 650 tys., LTSK — 175 tys., NTSK — 125 tys[22]. Oprócz BTSK, dotacje z MSW stanowiły większość budżetu wszystkich towarzystw. Nierówne traktowanie organizacji reprezentujących poszczególne mniejszości narodowe przy dofinasowywaniu ich działalności statutowej wynikało także ze zróżnicowanej oceny politycznej, którą uzyskiwały zarządy główne w opinii funkcjonariuszy MSW. Uznawane za słabo upartyjnione LTSK otrzymywało kwoty kilkakrotnie mniejsze niż towarzystwo słowackie lub rosyjskie, chociaż reprezentowało społeczność podobnej wielkości. Większe sumy przyznawane w latach sześćdziesiątych dla TSKŻ wynikały natomiast z faktu finansowania z budżetu tej organizacji licznych placówek o charakterze naukowym, kulturalnym i socjalnym.
Miernikiem troski władz o przyszłość obywateli należących do mniejszości narodowych był zazwyczaj stosunek do szkolnictwa w ich języku ojczystym. Z informacji przesłanej w marcu 1961 r. przez Komisję Narodowościową KC do komitetów wojewódzkich PZPR o stanie szkolnictwa dla mniejszości narodowych w Polsce wynikało, że dość szybko następował proces przechodzenia szkół z białoruskim i słowackim językiem nauczania na język polski. Zmiany takie, chociaż w wolniejszym tempie, obejmowały także szkolnictwo ukraińskie. Zdaniem Komisji upadek szkolnictwa z językami wykładowymi mniejszości narodowych następował wskutek starań rodziców, zainteresowanych lepszym przygotowaniem dzieci do nauki w szkolnictwie średnim i wyższym lub pracy zawodowej[23]. Wyższy poziom nauczania gwarantowały bowiem szkoły z polskim językiem nauczania. Nie szukano natomiast odpowiedzi na pytanie, jak podnieść jakość kształcenia w placówkach z niepolskim językiem wykładowym.
Proces przekształcania szkół białoruskich, ukraińskich i słowackich w placówki polskie był z aprobatą przyjmowany przez władze partii. Szybko postępującą asymilację młodych pokoleń określono jako „zjawisko związane z naturalnymi procesami integracji mniejszości narodowych z narodem polskim”[24]. „Partia i władze administracji państwowej — pisano we wspomnianej informacji Komisji Narodowościowej — nie są zainteresowane tym, aby te procesy przyśpieszać lub opóźniać, należy je pozostawić naturalnemu biegowi”[25].
Do władz wojewódzkich przesłany został zatem sygnał z Komitetu Centralnego, że szkolnictwo mniejszości narodowych należy zostawić samemu sobie. Istniejące placówki z niepolskim językiem nauczania skazywano na wegetację, nie tworząc im żadnych perspektyw rozwoju. Poziom nauczania w tych szkołach w latach sześćdziesiątych był całkowicie zależny od zaangażowania zatrudnionych tam nauczycieli.
Założenia pracy wychowawczej w szkolnictwie dla mniejszości narodowych, opracowane przez Komisję Narodowściową, przewidywały „udostępnienie młodzieży elementów macierzystej regionalnej kultury, umocnienie więzi uczuciowej łączącej wychowanków z własnym środowiskiem, sprzyjanie pielęgnowaniu rodzimego folkloru, sztuki i kultury ludowej. Z drugiej strony — pisano w Założeniach — szkoły te wychowują młodzież w atmosferze ogólnonarodowej kultury polskiej (...). W kształtowaniu patriotyzmu doniosłe znaczenie ma nauka literatury i historii Polski”[26]. Szkoły dla mniejszości narodowych miały zatem kształtować świadomość wychowanków w kategoriach regionalizmu polskiego, przy minimalizowaniu wszystkich elementów sprzyjających umacnianiu więzi z własną wspólnotą narodową.
Chociaż brak jest wyraźnych dowodów na występowanie jakichkolwiek zależności między polityką narodowościową władz PRL i ZSRR, lecz w obu krajach w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych obowiązywały podobne jej kryteria. Na Białorusi i Ukrainie rusyfikację życia publicznego prowadzono pod hasłami integracji ZSRR i budowy na jego obszarze jednej wspólnoty historycznej i kulturowej — narodu sowieckiego. System edukacyjny, literatura, radio, kinematografia, telewizja uczyły traktowania kultur narodowych jako przejawów sowieckiego regionalizmu. Wartości uniwersalne uosabiała natomiast kultura rosyjska. Wiedzę otwierającą drogę do uniwersytetów i tym samym kariery zawodowej dawały tam rosyjskojęzyczne placówki oświatowe, chociaż dla chętnych istniały także szkoły nauczające w języku ojczystym.
* * *
Artykuł Aleksandra Sława o mniejszości litewskiej Polsce, zamieszczony w pierwszym numerze „Nowych Dróg” z 1959 r., zapowiadał wolę władz ostatecznego podporządkowania aparatowi partyjnemu LTSK[27]. Działaczom Towarzystwa Sław wprawdzie nie zarzucał żadnych działań antysocjalistycznych, lecz niedojrzałość polityczną i uleganie wpływom „warcholstwa” oraz „elementów nacjonalistycznych i klerykalnych”. Istniejący Zarząd Główny nie dawał żadnej gwarancji, że organizacja w jakiś sposób mogłaby służyć partii. Radykalnej zmiany władz LTSK domagał się od MSW Urząd Spraw Wewnętrznych przy Prezydium WRN w Białymstoku[28]. Okazję do przeprowadzenia tej operacji stwarzał planowany na wrzesień 1959 r. II Zjazd Towarzystwa. Od początku roku pracownicy Komitetu Powiatowego PZPR w Sejnach przygotowywali delegatów, ustalali skład nowego Zarządu Głównego oraz kreowali miejscowego działacza ZSL Olgierda Skrzypkę na przewodniczącego organizacji[29]. Kandydatura ta uzyskała także akceptację MSW i KC PZPR[30]. 26 czerwca 1959 r. w Sejnach odbyło się posiedzenie Plenum ZG LTSK z udziałem przedstawicieli MSW i KC PZPR. W trakcie dyskusji nad planowanym porządkiem obrad II Zjazdu przedstawiciel KC Skrzypczak poinstruował zebranych o czym można dyskutować, a jakich tematów unikać. Przypomniał, że od kilku lat partia opiekowała się mniejszościami narodowymi, lecz jej głos nie zawsze właściwie był rozumiany przez kierownictwo LTSK[31]. Było to swojego rodzaju zgłoszenie wotum nieufności wobec dotychczasowego kierownictwa organizacji.
25 września kilkudziesięciu delegatów II Zjazdu LTSK, w obecności przedstawicieli KC PZPR, MSW, KW PZPR w Białymstoku, KP PZPR w Sejnach, w imieniu miejscowej społeczności litewskiej deklarowało wolę budowania socjalizmu w Polsce oraz niemal jednomyślnie wybrało na przewodniczącego Olgierda Skrzypkę[32]. W zarządzie znaleźli się w większości ludzie pracujący na urzędniczych posadach, co dawało władzom znaczne możliwości oddziaływania na ich postawy. Wprawdzie w 19-osobowym Zarządzie Głównym było tylko 7 członków PZPR, lecz wskazani przez Komitet Powiatowy w Sejnach bezpartyjni byli także zwolennikami budownictwa socjalistycznego[33].
Najwięcej emocji wśród Litwinów budziła sprawa paczek otrzymywanych od rodzin przebywających na emigracji. Władze polskie z wielką podejrzliwością odnosiły się do tego zjawiska, upatrując w nim niepożądany czynnik propagujący kapitalizm[34]. Odbiorcami pomocy byli bowiem obywatele państwa socjalistycznego. Poza tym były to dary od Litwinów żyjących w innym, alternatywnym dla komunizmu, świecie. Władze natomiast chętnie godziły się na wspieranie litewskiej mniejszości narodowej przez rząd radzieckiej Litwy. Wśród polskich Litwinów szeroko reklamowano dar Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Litwy dla ZG LTSK w postaci magnetofonu i dwóch taśm z nagraniami litewskich pieśni ludowych[35]. Ulegając presji władz Zarząd Główny Towarzystwa potępił przesyłanie paczek przez emigrantów, uznając takie działania za próbę kompromitacji ustroju PRL, przedstawianie w fałszywym świetle warunków życia w Polsce oraz przejaw nacjonalistycznej propagandy[36].
We wrześniu 1960 r. MSW wyraziło zgodę na wydanie jednodniówki „Aušra” w języku litewskim. Redaktorem pisma mianowano Zygmunta Stoberskiego, Polaka znającego język litewski. Ministerstwo pokrywało koszty wydania „Aušry”. Władze nie godziły się jednak na przekształcenie jednodniówki w regularnie ukazujące się czasopismo. Odmowę tłumaczono najczęściej brakiem papieru[37]. Przeciwny zwiększaniu częstotliwości „Aušry” był także przewodniczący Komisji Narodowościowej przy KW PZPR w Białymstoku (wcześniej: Komisja KW PZPR do Spraw Narodowościowych), Stefan Niedźwiecki, który swoje stanowisko uzasadniał brakiem zapotrzebowania społecznego na pismo w języku litewskim[38]. Wobec zdecydowanej odmowy ze strony PZPR i MSW przekształcenia „Aušry” chociażby w kwartalnik, pismo do 1973 r. ukazywało się okazjonalnie, najczęściej raz lub dwa w roku.
Na początku lat sześćdziesiątych Litwini zaczęli przyjmować narzucone im reguły życia społecznego, politycznego i narodowego. Kilkuset przedstawicieli tej społeczności znalazło się w szeregach powiatowej organizacji PZPR, łamiąc w ten sposób monopol Polaków na sprawowanie lokalnej władzy[39]. Opanowując stopniowo aparat partyjny i administracyjny w gromadach, w których stanowili większość, tworzyli tym samym sprzyjające zaplecze dla oświaty w języku ojczystym oraz aktywności kulturalnej. „Upartyjnione” LTSK stanowiło dość dobrą osłonę dla działalności wszystkim zainteresowanym rozwojem kultury narodowej. Często komuniści litewscy byli animatorami różnych form życia społeczno-kulturalnego prowadzących do zachowania tożsamości narodowej. Organizowali kursy języka litewskiego, odczyty, koncerty muzyczne, a podczas publicznie organizowanych uroczystości bardziej czcili pamięć twórców litewskiej kultury narodowej niż przywódców światowego ruchu komunistycznego. Działacze LTSK, dbając o zachowanie interesów narodowych, czynili to w sposób nie prowokujący do oskarżeń o nacjonalizm. Podczas posiedzeń Komisji Narodowościowej przy KW PZPR w Białymstoku pod adresem kierujących LTSK nie wysuwano zasadniczych zastrzeżeń natury politycznej, często natomiast chwalono za integrację społeczności litewskiej wokół realizacji zadań stawianych przez partię[40]. Dopiero w październiku 1964 r. w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Białymstoku zauważono, że Litwini nie zorganizowali żadnych uroczystości z okazji XX-lecia Polski Ludowej[41]. Świadczy to także o tym, że działacze LTSK swoje deklaracje o poparciu dla polityki PZPR traktowali bardzo instrumentalnie.
O poprawnym ułożeniu relacji między LTSK a PZPR i MSW dowodzi także przebieg dwóch kolejnych zjazdów, w 1962 i 1965 r. Poza zmianą na stanowisku sekretarza organizacji nie przeprowadzano żadnych istotnych przetasowań kadrowych. Scenariusz zjazdów, podobnie jak w przypadku innych towarzystw, był wcześniej uzgadniany z władzami partyjno-państwowymi. Z reguły przewodniczący i kilku członków z Zarządu Głównego wygłaszali przemówienia, w których dziękowali partii i rządowi za wspieranie rozwoju litewskiej kultury i oświaty w Polsce, zapewniali o zdecydowanej woli Litwinów dalszego umacniania internacjonalistycznej przyjaźni z narodem polskim. Dyskusja zaś najczęściej koncentrowała się wokół problemów oświaty w języku ojczystym[42].
MSW i władze partyjne zadowalały wiernopoddańcze deklaracje składane przez kierownictwo LTSK. Nie dociekano nawet, czy odzwierciedlają one rzeczywisty stan umysłów elit litewskiej mniejszości narodowej. Według informacji zebranych przez MSW „znani z lat poprzednich nacjonaliści litewscy uznali, że nie da się w tak małym środowisku rozwijać działalności nacjonalistycznej”[43]. Bacznie obserwowani „nacjonaliści” w połowie lat sześćdziesiątych ograniczali swoją „szkodliwą” działalność do słuchania „litewskich nacjonalistycznych audycji”, prowadzenia korespondencji z ośrodkami emigracyjnymi na Zachodzie oraz prób kolportowania wśród Litwinów mieszkających w Polsce zagranicznej, antysocjalistycznej literatury. Ich działalność znajdowała się pod całkowitą kontrolą MSW i w razie potrzeby była skutecznie neutralizowana. Wydaje się, że swoista tolerancja dla litewskiego „nacjonalizmu” wynikała z małej liczebności tego środowiska, nie stanowiącego problemu nawet w skali województwa białostockiego.
Na pograniczu polsko-litewskim nie działo się natomiast nic, co mogło naruszać porządek ustanowiony przez partię. Litwini dość licznie włączyli się do obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego organizowanych przez LTSK. Przyjmowali postawy polityczne niczym nie różniące się od zachowań miejscowego społeczeństwa polskiego. Władze zaś uznawały ten fakt za świadectwo właściwej polityki narodowościowej[44].
* * *
Według informacji przekazywanych przez MSW do KC PZPR na początku lat sześćdziesiątych Bałorusini nie przejawiali żadnych tendencji nacjonalistycznych[45]. Wszelką opozycyjność w tym środowisku wykluczała bardzo dokładna jego inwigilacja. Wielu działaczy białoruskich łączyło stanowiska w strukturach podległych MSW lub PZPR i funkcje kierownicze w BTSK. Przewodniczący Zarządu Głównego Towarzystwa, Włodzimierz Stankiewicz, był jednocześnie pracownikiem MSW oraz członkiem Plenum KW PZPR w Białymstoku[46]. W podobnej sytuacji znajdowało się wielu innych członków władz naczelnych Towarzystwa, a także kierowników poszczególnych oddziałów szczebla powiatowego.
Pracownicy MSW i aparatu partyjnego brali udział w posiedzeniach Prezydium, Zarządu Głównego oraz aktywnie uczestniczyli w przygotowaniach do zjazdów BTSK. Oni w zasadzie podejmowali najważniejsze decyzje, w tym także dotyczące obsady personalnej władz organizacji. Gdy w tajnym głosowaniu, przewidzianym statutem, uzyskiwano wyniki odbiegające od wcześniejszych ustaleń, wówczas obecny na sali obrad przedstawiciel Komitetu Centralnego PZPR zazwyczaj zarządzał wybory jawne[47].
W końcu 1960 r. MSW uznało sytuację w BTSK jako całkowicie stabilną i odwołało z przewodniczącego organizacji swojego urzędnika, Włodzimierza Stankiewicza. Ustępujący ze stanowiska Stankiewicz bezceremonialnie wyznaczył na swoje miejsce mało znaną w środowisku i nie władającą językiem białoruskim Lidię Bielecką[48]. Według statutu uprawnienia do przeprowadzania zmian personalnych w składzie władz naczelnych między zjazdami miał Zarząd Główny, lecz jego rola faktycznie została ograniczona do zatwierdzania decyzji podejmowanych w KC, KW lub MSW. Bezkolizyjne kierowanie Towarzystwem przez ludzi z aparatu partyjnego umożliwiało wcześniejsze obsadzenie jego władz naczelnych członkami partii. Ponad 70 proc. składu Zarządu Głównego BTSK stanowiły osoby noszące legitymacje PZPR[49]. W odróżnieniu od towarzyszy litewskich, zazwyczaj wyżej stawiali oni interes partii niż narodu. Dlatego łatwo było w środowisku białoruskim realizować wszystkie wytyczne płynące ze szczebla centralnego. Z wielkim zaangażowaniem setek osób organizowano uroczystości upamiętniające rocznice rewolucji październikowej, urodzin Lenina, wydania Manifestu Lipcowego lub z okazji 1 Maja[50].
Konformizm elit białoruskich przynosił jednak doraźne korzyści dla całej społeczności. Władze będąc w przekonaniu, że wszelka działalność pod patronatem BTSK sprzyjała upowszechnianiu socjalistycznych treści, nie stawiały żadnych ograniczeń w organizowaniu różnych form pracy kulturalnej. W 1962 r. na Białostocczyźnie działało 98 amatorskich zespołów artystycznych. Były to przeważnie grupy śpiewacze, taneczne lub teatralne. BTSK organizowało konkursy czytelnictwa książek autorów białoruskich, wystawy twórczości plastyków amatorów, festyny ludowe, koncerty zespołów folklorystycznych dla polskiej publiczności, wydało kilka tomików wierszy początkujących wówczas poetów, inicjowało działalność naukową[51]. Niewątpliwie w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych następował niekwestionowany rozwój kultury białoruskiej, obejmującej bardzo szerokie kręgi społeczne. Przekazywane jednak przez tę kulturę wartości były całkowicie pozbawione pierwiastków narodowych. Uczyły przede wszystkim poszanowania dla komunistycznych tradycji, lojalności wobec władz i postrzegania własnej odrębności w kategoriach regionalizmu polskiego.
Największe możliwości kształtowania świadomości białoruskiej mniejszości narodowej miał tygodnik „Niwa”. Nadzór nad działalnością redakcji uniemożliwiał jednak jakiekolwiek odstępstwa od linii propagandy zalecanej przez MSW i Komitet Centralny. Praca redakcji podlegała niemal ustawicznej weryfikacji. Komisje, powoływane przez KW PZPR w Białymstoku do oceny tygodnika, najczęściej składały się z osób białoruskiego pochodzenia, lecz bezgranicznie oddanych partii. „Głównym zadaniem „Niwy” — pisali członkowie Komisji w marcu 1959 r. — jest zapoznanie ludności z polityką partii i rządu, podnoszenie jej świadomości socjalistycznej”[52]. Według takich kryteriów oceniano wartość publicystyki zamieszczanej w tygodniku. Komisja zwracała szczególną uwagę na sposób, w jaki „Niwa” popularyzowała tezy XII Plenum KC PZPR. Pozytywnie oceniano fakt wydrukowania całości wystąpienia Władysława Gomułki, głosów z dyskusji na temat perspektyw rozbudowy Państwowych Gospodarstw Rolnych i wykonania planu 5-letniego oraz relacji z przygotowań do kolejnego zjazdu partii w powiatach zamieszkałych przez Białorusinów. Zarzucano jednak, że zbyt mało jest głosów z terenu, wypowiedzi robotników i chłopów na temat tez XII Plenum. Pozytywnie oceniono natomiast zaangażowanie redakcji w akcje inicjowane przez partię i „internacjonalistyczne wychowywanie białoruskich mas pracujących”[53].
Komitet Centralny, niezależnie od oceny otrzymanej z KW PZPR w Białymstoku, polecił swojemu pracownikowi F. Karwackiemu dokonać własnej analizy artykułów drukowanych w „Niwie”[54]. Karwacki zarzucił redakcji zbyt małą ofensywność przeciwko wstecznictwu i klerykalizmowi, a ponadto za poważne naruszenie interesów partii uznał zamieszczenie obok wystąpienia Gomułki wiersza Jakuba Kołasa pt. Boże Narodzenie. Zdaniem oceniającego „Niwę” pracownika Komitetu Centralnego, pismo zbyt mało miejsca poświęcało problemom socjalistycznej przebudowy wsi, słabo popularyzowało spółdzielnie produkcyjne i kółka rolnicze, niewiele zamieszczało materiałów „o radościach i troskach kobiet wiejskich”[55]. Od redakcji oczekiwano publikacji na temat spraw niewiele interesujących potencjalnych czytelników. Dlatego wykonywanie poleceń organów partyjnych nie sprzyjało popularności pisma.
Komisja Narodowościowa przy KW PZPR w Białymstoku niemal na każdym posiedzeniu rozważała na temat niewielkiej poczytności „Niwy” w środowisku białoruskim. Wskazywano, że wśród ponad 200-tysięcznej społeczności kolportuje się jedynie 4 tys. egzemplarzy tygodnika[56]. Przyczyn doszukiwano się w braku profesjonalizmu i partyjnego entuzjazmu wśród dziennikarzy oraz dość powszechnej nieznajomości własnego języka literackiego wśród Białorusinów[57]. Według zgodnej oceny członków Komisji, interes partii wymagał jednak zwiększania nakładu i kręgu czytelników „Niwy”. Dlatego we wnioskach z posiedzenia tego zespołu najczęściej zapisywano punkt mówiący o konieczności pomocy dla redakcji w poszerzaniu koła prenumeratorów. Sprawa upowszechnienia „Niwy” wśród ludności białoruskiej stała się w połowie lat sześćdziesiątych jednym z ważniejszych celów Komitetu Wojewódzkiego.
W Komisji Narodowościowej, w której przytłaczającą większość składu stanowiły osoby pochodzenia białoruskiego, bardzo surowo oceniano natomiast każde odstępstwo redakcji od partyjnej ortodoksji. Na posiedzeniu tego zespołu w dniu 16 lutego 1961 r. za skandaliczny fakt uznano wydrukowanie wywiadu z duchownym prawosławnym z okazji świąt Bożego Narodzenia[58]. Jedynie zaufanie i autorytet, jakim cieszył się redaktor naczelny „Niwy” Jerzy Wołkowycki wśród członków Komisji, chroniły go przed konsekwencjami służbowymi. Zwrócono jednak uwagę redaktorowi, że nie powinien zamieszczać publikacji o nowym roku obchodzonym według kalendarza juliańskiego. Chociaż przytłaczająca większość Białorusinów mieszkających na Białostocczyźnie świętowała początek nowego roku 14 stycznia, członkowie Komisji zabraniali pisania na ten temat, argumentując, że w Związku Radzieckim obchodzą ten dzień 1 stycznia[59]. Uznano, że postęp społeczny może dokonywać się tylko w przypadku zerwania z wszelkimi tradycjami mającymi kontekst religijny.
Wśród władz wojewódzkich nie było jedynie zgody w kwestii szkolnictwa białoruskiego. Dokumenty z Komitetu Centralnego niezbyt precyzyjnie wyrażały pogląd władz partii i państwa na temat szkolnictwa dla mniejszości narodowych, pozostawiały wiele miejsca do ich interpretacji dla decydentów wojewódzkich i powiatowych. Założenia pracy wychowawczej w szkolnictwie dla mniejszości narodowych opracowane przez Komisję Narodowościową KC mówiły wprawdzie o potrzebie kształtowania przez szkołę więzi z kulturą regionalną i rozwijaniu zainteresowania miejscowym folklorem, lecz jednocześnie o wychowywaniu młodzieży w atmosferze ogólnonarodowej kultury polskiej. Patriotyzmu miała uczyć nauka literatury i historii Polski[60]. Przedstawiciele białostockiego kuratorium w Komisji Narodowościowej KW nalegali, aby tworzyć warunki do przekształcania szkół z białoruskim językiem nauczania na szkoły z polskim językiem wykładowym. Argumentem przemawiającym za takim rozwiązaniem, według nich, była możliwość zapewnienia wyższego poziomu nauczania w szkołach polskich[61]. Kuratorium chciało zatem likwidować szkolnictwo białoruskie głównie w trosce o przyszłość dzieci białoruskich. Podobne stanowisko zajmowali w tej sprawie członkowie Komisji reprezentujący Komendę Wojewódzką MO i Prezydium WRN. Ze zrozumieniem do takich planów odnosiła się również przewodnicząca BTSK Lidia Bielecka[62]. Większość Komisji Narodowościowej KW wypowiadała się jednak za podnoszeniem poziomu nauczania w szkołach z białoruskim językiem wykładowym, nie proponując jednak żadnych konkretnych działań w tej sprawie. W rzeczywistości zabrakło jakiegokolwiek czynnika społecznego lub politycznego zainteresowanego obroną białoruskiego szkolnictwa. Skutkiem była malejąca z roku na rok liczba szkół z białoruskim językiem wykładowym. Zamieniano je na szkoły polskie, gdzie białoruskiego uczono jako jednego z przedmiotów[63]. W wielu szkołach nauczaniem białoruskiego zajmowali się nauczyciele nie posiadający żadnego przygotowania do tej pracy, często nie dysponujący podstawowym zasobem słów[64]. Dlatego statystyka o liczbie uczniów uczących się w szkołach z białoruskim językiem wykładowym niewiele mówi o roli tej oświaty w kształtowaniu tożsamości młodego pokolenia. W ocenie MSW natomiast, szkolnictwo białoruskie, w porównaniu do systemu edukacyjnego dla innych mniejszości narodowych, było najlepiej zorganizowane[65].
Uchwała Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Białymstoku z dnia 29 grudnia 1966 w sprawie ustalenia kierunków działania zainteresowanych organów administracji państwowej w zakresie pomocy dla mniejszości narodowościowych robiła wrażenie, że władze wojewódzkie pragną zapewnić ludności niepolskiej warunki dla wszechstronnego rozwoju ich kultury i oświaty[66]. Prezydium WRN sytuację mniejszości narodowych na terenie województwa białostockiego określiło jako zadowalającą. Stosunki między mniejszością białoruską i większością polską oceniono jako dobre, a politykę lokalnych władz uznano za właściwą i prawidłową. Niemniej jednak uznawano potrzebę dalszej pomocy dla Białorusinów, Litwinów i Ukraińców (mieszkających w powiecie oleckim, gołdapskim i ełckim). W zadaniach wyszczególnionych dla poszczególnych działów administracji mówiono jednak głównie o konieczności nadzoru i kontroli nad wszelką działalnością mniejszości narodowych. Miało to stanowić wyraz opieki i troski władz o ich prawidłowy i wszechstronny rozwój. Szczególną rolę Prezydium WRN wyznaczyło Urzędowi Spraw Wewnętrznych, który miał zapewnić Białoruskiemu Towarzystwu Społeczno-Kulturalnemu „nadzór nad działalnością statutową”. W zamian za likwidowane licea pedagogiczne przygotowujące nauczycieli do szkół podstawowych z białoruskim językiem nauczania przewidywano rozważenie w przyszłości projektu powołania filologii białoruskiej w Zaocznym Studium Nuczycielskim w Białymstoku. Uchwała zobowiązywała państwowe instytucje kulturalne do zapewnienia nadzoru artystycznego zespołom teatralnym, muzycznym i tanecznym działającym przy BTSK. Wspominano wprawdzie o możliwości rozważań nad powołaniem nowych struktur zapewniających rozwój białoruskiej kultury, lecz nie proponowano żadnych konkretnych rozwiązań. Uchwała, którą propaganda przedstawiała jako przykład szczególnej opieki władz PRL nad mniejszościami narodowymi, w rzeczywistości nie wnosiła nic nowego. Urzędnicy otrzymali jedynie bardzo wyraźne przesłanie, mówiące, że działalność mniejszości narodowych, a w danym przypadku głównie białoruskiej, wymaga ustawicznej kontroli.
* * *
W ocenie władz najbardziej skażoną nacjonalizmem była ukraińska mniejszość narodowa. Nacjonalistów widziano wszędzie — w redakcji „Naszego Słowa”, wśród działaczy UTSK, inteligencji i rolników. Z tego przekonania wynikała zapewne potrzeba ścisłej inwigilacji środowisk ukraińskich w Polsce. MSW dysponowało bardzo szczegółowymi raportami dotyczącymi nastrojów panujących wśród Ukraińców, cytatami wypowiedzi działaczy z ich rozmów prywatnych, opiniami zwykłych obywateli na temat stosunków polsko-ukraińskich, znało treść listów wysyłanych do krewnych przebywających za granicą[67].
Od 1959 r. zastępcy komendantów wojewódzkich MO do spraw bezpieczeństwa województw, na terenie których mieszkali Ukraińcy, systematycznie przesyłali do MSW notatki informacyjne pod znamiennym tytułem: „O sytuacji w środowisku nacjonalistów ukraińskich”[68]. Dane te opracowywano w III Departamencie MSW, a następnie w formie raportów, podpisywanych przez pułkownika Stanisława Filipiaka, przekazywano do KC PZPR[69]. Wszystkie dokumenty, opatrzone klauzulą „ściśle tajne”, stanowiły jednak bardzo kruche podstawy do wypracowania jakiejkolwiek skutecznej polityki narodowościowej, bowiem każda kolejna faza uogólniania szczegółowych danych z terenu z reguły prowadziła do zaczernienia rzeczywistości. Opisany przez majora Artura Mickiewicza z Komendy Wojewódzkiej MO w Lublinie przypadek konfliktu rozgrywającego się w jednej z miejscowości, między powracającymi z ziem zachodnich Ukraińcami i osadnikami polskimi, wskazywał jednoznacznie, że ci pierwsi zajmowali wyłącznie postawę obronną[70]. MSW kwalifikowało go jednak jako konflikt, którego źródła wypływały z nacjonalizmu ukraińskiego.
Z korespondencji pułkownika K. Romaniuka z Komendy Wojewódzkiej MO w Olsztynie funkcjonariusze MSW mogli odczytać, że „elementy znane z antypolskich i antyradzieckich zapatrywań, a także z szerzenia nacjonalistycznej propagandy starają się kontynuować swoją działalność w ramach UTSK”[71]. Struktury Towarzystwa mieli opanować ludzie niegdyś związani z UPA, a obecnie domagający się powrotu do dawnych miejsc zamieszkania. Przytaczane przez pułkownika Romaniuka fakty świadczyły jednak o tym, że za przejawy nacjonalizmu uważał on otrzymanie paczki lub listu z Zachodu, domaganie się powrotu na ziemie południowo-wschodnie oraz śpiewanie pieśni o „samostijnej Ukrainie”. Raporty, opracowane na podstawie tych danych w MSW, ograniczały się natomiast do stwierdzenia, że w województwie olsztyńskim struktury UTSK zostały opanowane przez nacjonalistów.
W jeszcze bardziej stanowczym tonie na temat nacjonalizmu ukraińskiego pisał ppłk Jedynak z Komendy Wojewódzkiej MO we Wrocławiu. Donosił on, że nacjonaliści, a ci jego zdaniem stanowili większość wśród Ukraińców, odmawiali nawet przyjmowania bezzwrotnych pożyczek na modernizację użytkowanych gospodarstw, wychodząc z założenia, że utrudniałyby one odzyskanie majątku utraconego w wyniku akcji „Wisła”[72]. Przejawem nacjonalizmu — według Jedynaka — była także odmowa zapisania się do kółka rolniczego lub niedbałość o stan własnego gospodarstwa.
Pułkownik Filipiak systematycznie informował Komitet Centralny o zagrożeniach płynących dla państwa polskiego w wyniku działalności nacjonalistów ukraińskich. Nie przytaczał jednak żadnych konkretnych faktów potwierdzających te tezy. Pisał o oczernianiu Polski w prasie zachodniej na podstawie informacji dostarczanych przez polskich Ukraińców, wymieniał z imienia i nazwiska działaczy otrzymujących pieniądze z ośrodków zagranicznych. Wśród najbardziej szkodliwych dla państwa znaleźli się redaktor „Naszego Słowa” Mikołaj Siwicki oraz działacz UTSK z Wrocławia, były prokurator, Michał Truchan[73]. Obaj oskarżani byli przez MSW o publikowanie w „Naszym Słowie” materiałów ukazujących dyskryminację Ukraińców przez władze polskie. Zważywszy na fakt, że publikacje te zanim ukazały się w tygodniku musiały zostać zaakceptowane przez cenzurę, nie mogły one mieć charakteru ani antypaństwowego, ani antypartyjnego. Raporty pułkownika Filipiaka tworzyły jednak w Komitecie Centralnym atmosferę zachęcającą do bardziej restrykcyjnej polityki wobec środowisk ukraińskich.
Na początku stycznia 1960 r. planowany był II Zjazd UTSK. Władze dokładnie obserwowały przebieg zebrań wyłaniających delegatów. Jesienią 1959 r. napłynęło do MSW z Komend Wojewódzkich MO wiele informacji mówiących o ofensywie sił nacjonalistycznych i dużej liczbie wybranych na II Zjazd UTSK delegatów znanych z wcześniejszej działalności w UPA i OUN[74]. Nie wiadomo jakie w rzeczywistości było poparcie dla nacjonalistów, bowiem każdy, kto podczas zjazdów powiatowych lub wojewódzkich mówił o dyskryminacji Ukraińców w Polsce, określany był tym epitetem. Faktem jest, że podczas terenowych zebrań UTSK wiele mówiono o trudnym sąsiedztwie polsko-ukraińskim. W Pasłęku zaproponowano nawet utworzenie autonomicznego okręgu ukraińskiego na północy lub zachodzie kraju, gdyż — argumentowano — życie wśród Polaków jest wyjątkowo uciążliwe, a władze sprzeciwiają się powrotom do dawnych miejsc zamieszkania[75]. Na zebraniu UTSK w Głogowie, Ukraińcy, w zamian za możliwość przesiedlenia do województwa rzeszowskiego, deklarowali gotowość wstąpienia do rolniczych spółdzielni produkcyjnych[76]. Oba te przypadki — w Pasłęku i Głogowie — MSW określiło jako przejaw postaw nacjonalistycznych. Natomiast za uczczenie minutą ciszy pamięci Stefana Bandery, podczas zebrania koła UTSK w Górzystowie, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa wszczęli śledztwo przeciwko miejscowym działaczom[77].
Wiele wskazuje na to, że władzom nie udało się całkowicie zapanować nad przebiegiem przygotowań do II Zjazdu UTSK. Na zebraniach powiatowych wybrano wielu delegatów niezależnych, których miejscowa społeczność zobowiązała do prezentowania istotnych dla niej problemów. Wśród 160 delegatów tylko 45 było członkami PZPR, a 12 ZSL. Pozostali byli bezpartyjnymi działaczami UTSK[78]. W Komitecie Centralnym obawiano się, że komuniści ukraińscy sami nie zdołają doprowadzić do wyboru oczekiwanego przez partię składu władz naczelnych Towarzystwa. Aleksander Sław w liście do sekretarza KC Jerzego Albrechta prosił o wysłanie na Zjazd kogoś z władz partii, kto mógłby w odpowiedni sposób wpływać na „wahliwe, urazowe, przejawiające wiele niezrozumienia dla polityki partii środowisko ukraińskie”[79].
II Zjazd UTSK, który odbył się 10 stycznia 1960 w Warszawie, przekreślił nadzieje Ukraińców na spełnienie przez władze państwowe jakichkolwiek ich postulatów narodowych. Przemówienie Zygfryda Szneka z MSW ograniczało się do potępienia nacjonalizmu ukraińskiego, nie zawierało natomiast żadnych refleksji na temat jego źródeł. „Dlaczego w części waszego aktywu istnieje jakieś dziwne znieczulenie na problem nacjonalizmu ukraińskiego? Czy waszym jedynym wrogiem są polscy nacjonaliści? (...) Wy, towarzysze delegaci, w nacjonalistach ukraińskich powinniście widzieć przeklętych, zapiekłych wrogów narodu ukraińskiego” — mówił Sznek[80]. Na przewodniczącego Zarządu Głównego wybrano ponownie znanego działacza partyjnego Grzegorza Bojarskiego. Skład Prezydium zaproponował natomiast przedstawiciel Komitetu Centralnego Władysław Skrzypczak[81]. Dla większości Ukraińców stało się oczywiste, że nowe władze Towarzystwa będą przede wszystkim reprezentować interesy partii, nie zaś troszczyć się o rozwiązywanie ich problemów. W konsekwencji szybko zaczęła zmniejszać się liczba kół i członków UTSK oraz upadać prestiż organizacji[82].
Dobór przez MSW i Komitet Centralny kadr kierowniczych Ukraińskiego Towarzystwa gwarantował pełną kontrolę jego działalności. Grzegorz Bojarski pisał bardzo dokładne relacje do Komisji Narodowościowej KC z posiedzeń Zarządu Głównego. Często jego korespondencje przybierały formę donosów na oponentów w szeregach własnej organizacji. Szczególnie wiele uwagi poświęcał pracy redakcji „Naszego Słowa”. Informował Komitet Centralny, że nie wykonuje ona zaleceń partii, jest oderwana od problemów środowiska, zajmuje się budzeniem sentymentów do ziem, z których Ukraińcy zostali wysiedleni, unika tematów świadczących o przyjaźni polsko-ukraińskiej[83]. Bojarski, oceniając pismo, wskazywał głównie te elementy, które dowodziły, że zamieszczane w nim publikacje były sprzeczne z interesami partii i państwa polskiego. Pracownicy KC PZPR, głównie na podstawie informacji przekazywanych przez przewodniczącego Zarządu Głównego UTSK, sporządzali wnioski dotyczące pracy redakcji „Naszego Słowa”. Nakazywano przede wszystkim podjęcie walki z nacjonalizmem ukraińskim oraz popularyzowanie wśród czytelników idei budownictwa socjalistycznego[84].
Ważną misję w dziele ustawiania pracy redakcji powierzono pracownikowi MSW, pochodzenia ukraińskiego, Dymitrowi Perunowi. Był on członkiem zespołu redagującego stronę przeznaczoną dla społeczności łemkowskiej. Mając zatem formalne związki z tygodnikiem uczestniczył w licznych spotkaniach z korespondentami terenowymi. Według jego relacji, w wyniku takich spotkań niektórzy korespondenci zaczynali rozumieć i doceniać sens powojennej polityki narodowościowej władz polskich[85].
Równolegle z poszerzaniem kontroli nad UTSK funkcjonariusze MSW tworzyli mit o ogromnym niebezpieczeństwie płynącym z działalności tzw. nacjonalistów ukraińskich. Często wypowiedzi przypadkowych osób, wygłaszane podczas spotkań towarzyskich, stawały się dowodem na istnienie antypaństwowych spisków z udziałem byłych członków UPA. Wyolbrzymianie niewiele znaczących faktów do rangi problemów bezpieczeństwa państwowego świadczyło o antyukraińskich nastrojach panujących wśród części pracowników tego resortu. „Notowano liczne wypowiedzi na temat zbliżającego się konfliktu wojennego, wskutek którego województwa północne i zachodnie zostaną zajęte przez NRF, a w wyniku działań wojennych powstaną warunki do utworzenia tzw. „Wolnej Ukrainy” — informowano w lutym 1962 r. Komitet Centralny[86]. Konsekwencją takich kalkulacji politycznych — pisano — było przygotowywanie przez nacjonalistów młodzieży ukraińskiej na wypadek ogłoszenia mobilizacji do armii polskiej. Według informacji przekazywanych przez MSW kierownictwu partii, młodych ludzi nawoływano do ukrywania się w lasach i oczekiwania na rozkazy ukraińskiego dowództwa. Z tego powodu aresztowano 5 osób i przeprowadzono wiele rozmów profilaktycznych. Antypolska i antyradziecka działalność — uzasadniano — była wynikiem oddziaływania propagandy płynącej do środowisk ukraińskich z Zachodu. Działaczy UTSK oskarżono natomiast o obojętność wobec wrogiej działalności nacjonalistów, a redakcję „Naszego Słowa” wręcz o wspieranie antypolskiej kampanii propagandowej[87]. Na zaufanie nie zasługiwali także komuniści ukraińscy, którzy — zdaniem MSW — wykazywali wyraźną dwulicowość w swoich postawach wobec rzeczywistości politycznej w Polsce. Dawano tym samym do zrozumienia, że władze polskie nie powinny im wierzyć, a wręcz przeciwnie dążyć do zwiększania kontroli nad ich działalnością.
Takie scharakteryzowanie środowiska ukraińskiego przez MSW umacniało antyukraińskie nastroje wśród elit rządzących w Polsce oraz miało ogromny wpływ na tworzenie wokół niego atmosfery w partyjnych środkach masowego przekazu. W propagandzie chętnie sięgano do motywu zbrodni popełnionych przez UPA na ludności polskiej w okresie okupacji niemieckiej, kilku działaczom wytoczono procesy sądowe za przestępstwa wojenne lub współpracę z nacjonalistycznymi ośrodkami ukraińskimi na Zachodzie. III Zjazd UTSK w grudniu 1963 r. przebiegał natomiast ściśle według scenariusza przygotowanego przez KC PZPR i zakończył się uchwaleniem deklaracji poparcia dla partii i socjalizmu[88]. Towarzyszący tym zjawiskom proces upadku szkolnictwa sprzyjał ogólnej stagnacji w ruchu ukraińskim. Sparaliżowane nadmierną ingerencją aparatu partyjnego UTSK niewiele miało do zaoferowania, zwłaszcza dla młodych pokoleń. Zespoły folklorystyczne działające przy kołach Towarzystwa nie mogły odgrywać tej roli, jaką pełniła kultura narodowa. W latach sześćdziesiątych zaistniały zatem warunki polityczne i psychologiczne wybitnie niesprzyjające zachowaniu tożsamości narodowej Ukraińców rozproszonych na ziemiach zachodnich i północnych. Wobec braku konkurencyjnego oddziaływania ukraińskiej kultury i ideologii narodowej asymilacja, szczególnie młodzieży, stawała się nieuchronna.
* * *
W latach sześćdziesiątych nadzorujący mniejszości narodowe funkcjonariusze MSW niewiele uwagi poświęcali Słowakom. We wspomnianych raportach pułkownika Filipaka najczęściej nic nie wspominano o nastrojach panujących w tym środowisku. Być może mniejsze zainteresowanie władz mniejszością słowacką było jednym z czynników sprzyjających szybkiemu rozwojowi struktur TSKCiS. W końcu 1960 r. Towarzystwo liczyło 4,9 tys. członków[89]. Chociaż reprezentowało ono społeczności dziesięciokrotnie mniej liczne niż Białorusini, wydało więcej legitymacji członkowskich niż BTSK. Najwięcej kół TSKCiS było na Spiszu i Orawie. Jego działalność koncentrowała się na organizowaniu świetlic, bibliotek, zespołów muzycznych, teatralnych i tanecznych.
Najpoważniejszym problemem Słowaków było załamanie się szkolnictwa z ojczystym językiem nauczania. Kryzys trwał od 1956 r, lecz jeszcze w roku szkolnym 1959/1960 było 25 szkół ze słowackim językiem nauczania, w których uczyło się 2 093 dzieci. Pięć lat później pozostało jedynie 9, a uczniów 495[90]. Tylko w nielicznych placówkach, które zmieniły język wykładowy na polski, pozostawiono nauczanie słowackiego jako przedmiotu. Bardzo trudno jest doszukać się przyczyn tego zjawiska. Opracowywanie z inicjatywy Ministerstwa Oświaty podręczników i programów do szkół ze słowackim językiem nauczania oraz otwarcie w 1959 r. w krakowskim Studium Nauczycielskim nowej specjalności przygotowującej kadry do pracy w tych placówkach świadczyłoby o tym, że władze stawiały raczej na rozwój szkolnictwa słowackiego niż jego upadek[91]. Zdaniem znawcy tematu, Wojciecha Czajki, szkoła polska dawała lepsze podstawy do tzw. startu życiowego — znalezienia atrakcyjniejszej pracy lub kontynuowania nauki na poziomie uniwersyteckim[92]. Z tego powodu rodzice najczęściej rezygnowali z nauczania języka ojczystego. Było to zjawisko znane także w środowisku białoruskim i ukraińskim. Należy jednak uwzględnić fakt, że mniejszości narodowe zostały postawione w sytacji bardzo trudnego wyboru — własnej szkoły, zamykającej drogi do awansu lub edukowania dzieci w szkołach polskich, stwarzających lepsze perspektywy na przyszłość, lecz zmniejszających szanse na zachowanie tożsamości narodowej młodych pokoleń. W przypadku szkolnictwa słowackiego proces jego przechodzenia na polski język wykładowy mocno był wspomagany działalnością lokalnej administracji szkolnej. Kierownicy poszczególnych placówek na terenie Spisza i Orawy mieli ponadto dość dużo instrumentów, aby zniechęcić rodziców i dzieci do nauki języka ojczystego[93].
Nieustającym na pograniczu polsko-słowackim był spór o język nabożeństw w kościołach. W grudniu 1963 r. mieszkańcy kilku miejscowości na terenie Spisza wystąpili do władz kościelnych z żądaniem przywrócenia języka słowackiego w liturgii. Nowi duchowni, którzy obejmowali parafie, żądali od wiernych śpiewania pieśni kościelnych tylko w języku polskim, prowokując tym kolejne konflikty[94]. Władze państwowe pozostawały obojętne wobec tego problemu, zaś kościelne nie znajdowały zrozumienia dla postulatów słowackich.
* * *
W latach sześćdziesiątych najbardziej niespójną politykę władze PRL prowadziły wobec mniejszości niemieckiej. Tzw. Niemcy uznani nie stanowili problemu. Było ich zaledwie kilka tysięcy. Natomiast podstawowym zagadnieniem pozostawała wciąż ludność autochtoniczna. Oficjalne nie uznawano istnienia opcji niemieckiej wśród Mazurów, Warmiaków czy Ślązaków, lecz jednocześnie Biuro Paszportów MSW udzieliło zgody na wyjazd do Niemiec dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi[95]. Starania o wyjazd podejmowali głównie ludzie młodzi. Wnioskodawcy chęć wyjazdu uzasadniali przede wszystkim swoim niemieckim pochodzeniem oraz potrzebą połączenia się z rodzinami[96]. Władze państwowe jednak najczęściej pozbywały się tylko tych, którzy nie rokowali nadziei na asymilację w kulturze polskiej oraz starców, inwalidów i nieuleczalnie chorych[97]. Ze względów ekonomicznych i politycznych były przeciwne emigracji ludności autochtonicznej do Niemiec. Przygotowywane z wielkim rozmachem obchody tysiąclecia państwa polskiego przypominały o „sprawiedliwości dziejowej”, kilkusetletnich „walkach ludu śląskiego o społeczne i narodowe wyzwolenie” oraz o „zmaganiach z naporem germańskim o zachowanie polskości ziem zachodnich”[98]. Hasła te brzmiałyby dość dwuznacznie w sytuacji intensywnego ruchu wyjazdowego Ślązaków do Niemiec. Dlatego starano się go ograniczać wszelkimi sposobami. Rząd miał jednak świadomość, jakie nastroje panują w środowisku określającym się jako społeczność niemiecka. „Mimo niewątpliwych wysiłków w kierunku zapewnienia ludności niemieckiej swobodnego rozwoju kulturalnego i społecznego, mimo znacznego postępu w kierunku równouprawnienia, mimo umożliwienia im swobodnej działalności organizacyjnej (Niemieckie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne), ludność niemiecka wykazuje nieprzeparty pęd do opuszczenia kraju, bądź w ramach łączenia rodzin, bądź też przez wyjazd całych rodzin” — pisano w sprawozdaniu URM dla KC w październiku 1959 r.[99]
Działania władz na rzecz zmniejszenia ruchu wyjazdowego wynikały także z konieczności zapewnienia ciągłości produkcji. W kopalniach i hutach śląskich na początku lat sześćdziesiątych zaczęło brakować pracowników. Z tego powodu Sekretariat KW PZPR w Katowicach wydał w 1964 r. dyrektywę regulującą sprawy emigracji ludności do Niemiec. Zgodnie z treścią dokumentu odrzucane miały być wszystkie wnioski składane przez osoby zatrudnione w zakładach, w których występował deficyt rąk do pracy oraz posiadające średnie lub wyższe wykształcenie techniczne[100].
Osobom, którym wydano pozwolenie, wprawdzie nie zabraniano wywożenia mienia, lecz zobowiązywano do wnoszenia opłat z tego tytułu przy przekraczaniu granicy. Wcześniejsza sprzedaż rzeczy wartościowych nie rozwiązywała problemu, ponieważ istniały ogromne trudności z wymianą złotówek na walutę honorowaną na terytorium RFN. Dlatego każdy, kto decydował się na wyjazd i nie posiadał rodziny w Polsce, której mógłby przekazać mienie, z reguły ponosił znaczne straty[101].
Wysoki stopień sympatii do RFN wśród autochtonów władze tłumaczyły oddziaływaniem rewizjonistycznej propagandy niemieckiej. 19 marca 1960 r. sekretariat KC PZPR powołał zespół do walki z rewizjonizmem niemieckim. W jego składzie znaleźli się wysokiej rangi przedstawiciele aparatu partyjnego i rządowego, jak Wiesław Ociepko, Kazimierz Witaszewski, Antoni Alster, Wincenty Kraśko[102]. Zespół szybko przygotował treść uchwały dla Sekretariatu KC PZPR, określającej całość działań państwa w sprawie zwalczania wpływów niemieckich na ludność autochtoniczną. Została ona ogłoszona przez Sekretariat w czerwcu 1960 r. Uchwała określała politykę RFN jako ukierunkowaną na podburzanie ludności autochtonicznej na ziemiach zachodnich i północnych[103]. Środkami prowadzącymi do destabilizacji miało być przesyłanie obywatelom polskim paczek, literatury oraz przyjazdy turystyczne osób, które przed kilku laty opuściły Polskę. W odpowiedzi władze partii zdecydowały ograniczyć wymianę osobową z Niemcami, wprowadzić cła na paczki z odzieżą i żywnością, konfiskować przesyłki zawierające rewizjonistyczną literaturę, zwalczać kler o proniemieckiej orientacji narodowej. MSW i służby związane z resortem miały w różny sposób popierać działaczy pochodzących ze środowisk autochtonicznych, którzy opowiadali się za integracją ze społeczeństwem polskim[104]. Z inicjatywy „zespołu do walki z rewizjonizmem niemieckim”, działającego przy Wydziale Administracyjnym KC PZPR, na terenie województw zachodnich i północnych organizowano liczne wystawy, narady i konferencje, których celem było przekonanie miejscowego społeczeństwa o polskości tych ziem. Do walki z rewizjonizmem niemieckim angażowano wszystkie działające na tym terenie instytucje naukowe, ZNP, Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, regionalną prasę[105]. Zaplanowano na najbliższe lata wydanie kilkudziesięciu książek naukowych, popularno-naukowych i esejów literackich o „imperializmie niemieckim i hitleryzmie”[106]. Wyznaczono zadania do realizacji komitetom wojewódzkim PZPR i rozliczano z ich wykonania.
W informacji o działalności aparatu partyjnego w zakresie walki z rewizjonizmem niemieckim I sekretarz KW w Opolu, Bedyński, pisał, że na 920 tys. mieszkańców województwa 550 tys. stanowili wciąż autochtoni. Zapewniał, że nie są oni dyskryminowani, lecz przytaczane przez niego liczby i fakty świadczyły o całkowitym niezrozumieniu proponowanych metod walki z wpływami niemieckimi. Na terenie województwa opolskiego — donosił — jedynie 6 proc. milicjantów było autochtonami[107]. Symboliczny był także udział ludności rodzimej w aparacie partyjnym i administracji. Z satysfakcją informował, że dokonano już przeglądu zawartości bibliotek i usunięcia stamtąd nieodpowiedniej literatury, o masowo organizowanych spotkaniach w szkołach z bojownikami o polskość Śląska oraz, że w wyniku kontroli korespondencji w lipcu 1960 r. na Opolszczyznę trafił tylko jeden list z RFN. W podobnym tonie o walce z rewizjonizmem informowali także sekretarze komitetów wojewódzkich PZPR z Katowic, Olsztyna i Wrocławia. Na wstępie jednak pisali przede wszystkim o zagrożeniach, co miało uzasadniać sens podejmowanych działań. I sekretarz KW PZPR w Olsztynie, Tomaszewski, informował KC, że rewizjoniści postulowali, by autochtoni pozostali na swojej ziemi, stwarzając iluzje na szybką zmianę sytuacji politycznej w Europie. Pod wpływem rewizjonistycznej propagandy — pisał — ludność rodzima odmawiała zmiany imion i nazwisk na polskobrzmiące oraz sprzeciwiała się zawieraniu małżeństw mieszanych z elementem napływowym[108].
20 lipca 1960 r. odbyła się narada „zespołu do walki z rewizjonizmem niemieckim”. Sekretarz KC PZPR, Ryszard Strzelecki, oznajmił, że „główną bazą rewizjonizmu jest ludność rodzima”. Pozyskanie tej ludności dla polskości uznał za główne zadanie partii[109]. Wiceminister spraw wewnętrznych Antoni Alster bardziej otwarcie przedstawił sens podejmowanych działań. „Zadania, które realizujemy, zgodnie z uchwałą Sekretariatu KC — mówił — to walka o milion ludności, ludzi, którzy byli i są Polakami”[110]. Na posiedzeniu tym „zespół” w zasadzie opracował projekt asymilacji autochtonów, ów milion ludności, o którym wspominał Alster. Uzgodniono m.in. jakie treści powinny ukazywać się w takich czasopismach jak „Odra”, „Nadodrze”, „Warmia i Mazury”, „Szczecin”, „Tygodnik Zachodni”, jakie sztuki miały być grane w teatrach Koszalina, Olsztyna, Gdańska, Szczecina, Torunia, Bydgoszczy, Wrocławia i Katowic[111]. Uzgodniono nawet obowiązkowy repertuar filmowy dla kin województw zachodnich i północnych. Wśród filmów wskazanych przez „zespół” były m.in. Proces Norymberski, Generał śmierci, Mordercy są wśród nas, Biała krew, Krzyżacy, Morderca Anny Frank. Ustalono także tematy wystaw w Szczytnie, Fromborku i Olsztynku z okazji 600-lecia tych miast. Ekspozycje miały przede wszystkim pokazywać polskie osadnictwo i polskie tradycje tych miejscowości[112].
W 1960 r. Prokuratura Wojewódzka w Katowicach odnotowała na swoim terenie 226 przestępstw politycznych z pobudek rewizjonistycznych. W 1961 r. liczba takich czynów wzrosła do 298[113]. Najbardziej powszechną formą naruszania prawa w tym zakresie było malowanie swastyk w miejscach publicznych. Większość sprawców tych czynów chciała jedynie zwrócić na siebie uwagę władz polskich, zademonstrować zdecydowane przywiązanie do niemieckości, co w efekcie miało im dać upragnione pozwolenie na wyjazd do Niemiec.
Ustawą z 15 lutego 1962 r. uporządkowano sprawy obywatelstwa osób należących do niemieckiej grupy narodowowściowej. Niemców, mieszkających w Polsce ponad 5 lat i nieposiadających obywatelstwa, postanowiono, za ich zgodą, uczynić obywatelami PRL[114]. Rok później osobom bez obywatelstwa polskiego przyznano status cudzoziemców i określono zasady ich pobytu w Polsce. Wielu Niemców przyjmowało w tym czasie obywatelstwo NRD, które było łatwe do uzyskania, pozwalało na zachowanie formalnych więzi z niemieckością oraz nie stwarzało podstaw do oskarżeń o rewizjonizm.
Większość kierownictwa TSKN w latach sześćdziesiątych stanowili obywatele NRD. Z protokołów konferencji organizowanych przez Towarzystwo wynika, że niektórzy jego działacze starali się przede wszystkim wykorzystywać swoje funkcje do załatwiania formalności umożliwiających im wyjazd do RFN[115]. Wielu członków TSKN swoją przynależność do organizacji wiązało z nadziejami na ułatwienia emigracyjne. Bardziej interesowali się oni tym, co działo się po zachodniej stronie Odry, niż w państwie polskim[116]. Zgodnie z życzeniem władz, TSKN w swojej propagandzie przekonywało Niemców mieszkających w Polsce o wyższości ustroju panującego w NRD nad zachodnioniemieckim. Część szeregowych członków Towarzystwa stanowili ludzie starszego pokolenia, którzy z racji przyzwyczajenia do miejsca zamieszkania w rzeczywistości nie chcieli wyjeżdżać z Polski. Członkostwo TSKN stanowiło dla nich płaszczyznę integracji. Chętnie godzili się na przyjmowanie pomocy z NRD, która nie wywoływała podejrzeń, ani negatywnych reakcji władz polskich. Oni też najczęściej nawoływali do wybierania władz Towarzystwa spośród osób zainteresowanych ułożeniem przyszłości w Polsce[117].
Polityka, ukierunkowana w końcu lat pięćdziesiątych na przyśpieszoną asymilację autochtonów, zakończyła się już na starcie całkowitym niepowodzeniem. W latach sześćdziesiątych nie malało zainteresowanie emigracją ludności śląskiej, mazurskiej, warmińskiej do Niemiec Zachodnich. Wydając pozwolenia dla osób deklarujących narodowość niemiecką, władze w rzeczywistości uznawały fakt jej istnienia wśród społeczności uznawanych do tej pory jako słowiańskie. Jednocześnie zdecydowanie odrzucały postulat wysuwany przez przedstawicieli społeczności autochtonicznych przeprowadzenia powtórnej weryfikacji narodowościowej i stworzenia możliwości swobodnego samookreślenia się dla Ślązaków, Mazurów, Warmiaków i ludności rodzimej zamieszkującej na Pomorzu[118]. Prawdopodobnie obawiano się, że wyniki takiej weryfikacji mogłyby źle współbrzmieć z hasłami o przyłączeniu do macierzy prastarych ziem polskich.
* * *
Oprócz Ukraińców szczególną uwagę władz w latach sześćdziesiątych przyciągało środowisko żydowskie. W maju 1959 r. odbyło się posiedzenie Komisji KC PZPR do Spraw Narodowościowych poświęcone problemom tej społeczności. Kilka miesięcy pracownicy MSW i aparatu partyjnego zbierali informacje o nastrojach panujących w tym środowisku, postawach politycznych działaczy oraz ich kontaktach z ośrodkami zagranicznymi. Według raportu, opracowanego w Komitecie Centralnym na podstawie tych danych, niemal 90 proc. Żydów chciało opuścić Polskę[119]. Większość z nich żyła w poczuciu tymczasowości, ciągle obawiając się nowej fali antysemityzmu, przypominającej atmosferę 1956 roku. Po ucieczce na Zachód oficera pochodzenia żydowskiego, pułkownika Pawła Monata ze Sztabu Generalnego, w Komitecie Centralnym wzrosła podejrzliwość wobec wszystkich Żydów pełniących ważne funkcje w wojsku, aparacie partyjnym i służbie bezpieczeństwa. Ogólnie nastroje polityczne panujące wśród społeczności żydowskiej w Polsce określono jako antyradzieckie, antypolskie i proizraelskie. Postawę działaczy TSKŻ, w tym także członków partii, uznano jako bierną i obojętną wobec narastającego nacjonalizmu żydowskiego[120]. Odnotowano, że materiały III Zjazdu PZPR nie wywołały żadnego zainteresowania w szeregach Towarzystwa. Podczas odczytów, organizowanych przez lokalne zarządy TSKŻ na temat programu partii, sale świeciły pustkami. W ocenie Komitetu Centralnego Żydzi przestali być ostoją socjalizmu w Polsce. Opinia ta, którą w kręgach władzy zaczęto upowszechniać w końcu lat pięćdziesiątych, sprzyjała narastaniu tendencji do eliminacji osób pochodzenia żydowskiego z centralnych instytucji państwowych.
Obok chwiejnego i nie budzącego zaufania władz TSKŻ wzmożoną aktywność przejawiał Związek Religijny Wyznania Mojżeszowego (ZRWM). Jego działalność władze partyjne oceniały jako szkodliwą dla państwa. Mając wsparcie finansowe z ośrodków zagranicznych, ZRWM cieszył się dużą niezależnością, a ponadto wspierał materialnie kilka tysięcy osób, wydając bezpłatne obiady lub zapomogi pieniężne. W Komitecie Centralnym uznano, że Związek w ten sposób przeciwdziała stabilizacji Żydów w Polsce, „sprzyja nieróbstwu” i unikaniu podejmowania pracy zawodowej oraz tworzeniu atmosfery sprzyjającej emigracji[121].
Czyniono próby wykorzystania działaczy TSKŻ do ograniczenia aktywności kongregacji religijnych. Powołując się na ich opinie Komisja KC PZPR do Spraw Narodowościowych postulowała zmniejszenie liczby kół ZRWM, przejęcie kontroli nad jego finansami i przeznaczenie części pieniędzy na tworzenie nowych miejsc pracy[122]. Komitet Centralny zobowiązał Najwyższą Izbę Kontroli do zbadania działalności finansowej Związku, Urząd do Spraw Wyznań — do sprawdzenia zgodności jego działań ze statutem organizacji, MSW — do powstrzymania propagandy kształtującej nastroje emigranckie i proizraelskie, a Biuro Paszportów MSW — do przyśpieszenia wydawania dokumentów dla osób „szczególnie uciążliwych”[123]. Zarząd Główny TSKŻ miał natomiast podjąć walkę propagandową z syjonizmem i nacjonalizmem żydowskim.
Na losy mniejszości żydowskiej w Polsce coraz mocniej wpływały stosunki między Izraelem a tzw. blokiem radzieckim. Każde ich pogorszenie się z reguły prowadziło do wzrostu zainteresowania aparatu bezpieczeństwa środowiskiem żydowskim w Polsce. Od obywateli pochodzenia żydowskiego wymagano okazywania szczególnej lojalności wobec partii i państwa polskiego. Wyjazd do Izraela traktowano jako zdradę. Często wyjeżdżały rodziny mieszane. Wielu emigrujących nie potrafiło później zaadaptować się w nowym środowisku i chciało wracać do Polski. Ambasada polska w Tel-Awiwie donosiła o tysiącach chętnych do powrotu i odzyskania obywatelstwa[124]. Władze PRL nie znajdowały jednak podstaw do przywrócenia im praw utraconych w chwili wyjazdu.
Pod ścisłą kontrolą znalazły się wszelkie kontakty działaczy TSKŻ z żydowskimi ośrodkami zagranicznymi. Delegacja Towarzystwa, biorąca udział w IV Plenarnym Zgromadzeniu Światowego Kongresu Żydów w Sztokholmie w 1959 r., musiała zajmować stanowisko w sprawach dotyczących wielkiej polityki światowej, lecz nie najważniejszych dla społeczności żydowskiej w Polsce. Treść wystąpienia przewodniczącego Zarządu Głównego TSKŻ, Grzegorza Smolara, została przygotowana w uzgodnieniu z Komitetem Centralnym PZPR i powielała niektóre hasła ówczesnej radzieckiej i polskiej polityki zagranicznej. Delegacja Żydów z Polski domagała się zaniechania prób z bronią jądrową, wcielenia w życie „planu Rapackiego” dotyczącego strefy bezatomowej w Europie, zaniechania dostaw broni z Izraela do RFN[125].
Instrumentalne traktowanie TSKŻ nie było jednak nowością w polityce narodowościowej PRL. Zazwyczaj kierowanie tą organizacją powierzano żydowskim komunistom, którzy posłusznie realizowali linię partii we własnym środowisku. Na początku lat sześćdziesiątych władze Towarzystwa straciły jednak zaufanie KC PZPR, czego objawem była wzmożona kontrola ich poczynań. W lipcu 1960 r. przybyła do Polski delegacja Żydów z Izraela i krajów zachodnioeuropejskich. Większość członków delegacji była niegdyś obywatelami państwa polskiego, obecnie zaś reprezentowali różne lewicowe izraelskie i zachodnioeuropejskie organizacje polityczne. W programie wizyty przewidywano spotkanie z działaczami TSKŻ. Planowano wygłoszenie dwóch referatów — o aktualnej sytuacji Żydów w Polsce oraz o ich roli w tysiącletniej historii państwa polskiego. Kierownictwo Towarzystwa przygotowało deklarację pozytywnie oceniającą politykę narodowościową PZPR oraz potępiającą rewizjonizm zachodnioniemiecki[126]. W Komitecie Centralnym najpierw dość długo rozważano czy dopuścić do spotkania Żydów z Izraela i Europy Zachodniej z działaczami TSKŻ, później zaś w wyniku ustaleń między Wydziałem Zagranicznym i Administracyjnym postanowiono, że będzie to krótka, „ściśle towarzyska” wizyta w siedzibie Zarządu Głównego. Zabroniono wygłaszania jakichkolwiek referatów i uchwalania deklaracji. Szefowie Towarzystwa zostali poinstruowani jak mają odpowiadać na pytania stawiane im przez gości[127]. Nigdy wcześniej w tak demonstracyjny sposób nie okazywano braku zaufania wobec działaczy partii kierujących TSKŻ.
Od początku 1962 r. MSW informowało KC PZPR o wzroście nastrojów nacjonalistycznych w środowiskach żydowskich, spowodowanym oddziaływaniem międzynarodowych organizacji syjonistycznych oraz ambasady Izraela w Warszawie[128]. Trudno określić, w jakim stopniu informacje te odzwierciedlały rzeczywistość, bowiem w resorcie spraw wewnętrznych trwało w tym czasie „unarodowianie” kadr. Ze stanowiska wiceministra został usunięty Antoni Alster, a jego miejsce zajął Franciszek Szlachcic, który wraz z Mieczysławem Moczarem rozpoczął oczyszczanie ministerstwa z funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego[129]. Rozpętana przez Szlachcica i Moczara atmosfera walki z wpływami żydowskimi sprzyjała tworzeniu mitów o zagrożeniu syjonistycznym dla państwa polskiego. Wśród czynów, określanych jako nacjonalistyczne, wymieniano w raporcie MSW: organizowanie wyjazdów do Izraela i innych krajów kapitalistycznych, załatwianie formalności emigracyjnych, rozpowszechnianie literatury gloryfikującej państwo żydowskie[130].
W grudniu 1964 r. stanowisko ministra spraw wewnętrznych objął Mieczysław Moczar. Oznaczało to wzmocnienie frakcji o poglądach narodowych i osłabienie tzw. partyjnych liberałów, wśród których było wiele osób pochodzenia żydowskiego. Do walki o władzę włączyło się nowe pokolenie działaczy PZPR, niezbyt przejmujące się ideologią, lecz dążące do osobistych karier. Byli to — jak pisze Alina Cała — młodzi świadkowie pogromów i przemocy antyżydowskiej z lat 1945-1947, którzy w latach sześćdziesiątych osiągnęli odpowiedni wiek, by rozpocząć robienie kariery[131].
Walki wewnątrz aparatu władzy były także poszukiwaniem nowych form jej legitymizacji oraz próbą przyciągnięcia tych Polaków, których świadomość została ukształtowana przez tradycje endeckie. Na początku lat sześćdziesiątych rozpoczął się proces polityczny, który jaskrawo uzewnętrznił się dopiero w latach 1967-1968. Kilka lat trwała natomiast rywalizacja między różnymi koteriami o wpływy w partii i stanowiska państwowe, której istotnym elementem stawały się hasła narodowo-patriotyczne. Antysemityzm był raczej ubocznym produktem tej gry, środkiem prowadzącym do eliminowania konkurencji. Miał jednak określone konsekwencje. „Unarodowianie kadr” w MSW nie kończyło się na roszadach personalnych w ministerstwie. Metody te niebawem zostały przeniesione do innych resortów, a także na niższe szczeble sprawowania władzy. Pod różnymi pretekstami trwało usuwanie oficerów pochodzenia żydowskiego z Ludowego Wojska Polskiego i kontrwywiadu, zaś demagogia nacjonalistyczna stawała się skutecznym środkiem prowadzącym do zmian personalnych także w instytucjach bezpośrednio nie związanych ze sprawowaniem władzy[132].
1 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-138, 89-90.
2 Tamże, sygn. 237/XIV-140, k. 31.
3 Tamże, k. 33.
4 Tamże, k. 53.
5 Tamże, k. 54.
6 Tamże, k. 55.
7 Tamże, k. 59.
8 Tamże, k. 60.
9 Tamże, k. 62.
10 Tamże, sygn. 237/XIV-168, k. 8.
11 Tamże, k. 27.
12 Tamże, sygn. 237/XIV-213, k. 19.
13 Tamże, k. 20.
14 Tamże, k. 21.
15 Tamże, k. 23.
16 Tamże, k. 22.
17 Tamże, k. 18-20.
18 Tamże, k. 23.
19 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 17/IX/268, t. 28, k. 180.
20 Tamże, s. 181.
21 H. Wałkawycki, Wiry. Zapiski redaktara..., s. 72.
22 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-213, k. 18.
23 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/38, k. 23.
24 Tamże.
25 Tamże.
26 Tamże, k. 24.
27 A. Sław, Litwini w Sejnach, „Nowe Drogi”, 1959, nr 1.
28 CA MSWiA, zespół MSW, sygn. 60, k. 66.
29 K. Tarka, Litwini w Polsce..., s. 94.
30 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-148, k. 110.
31 Tamże, k. 99.
32 CA MSWiA, zespół MSW, sygn. 10, k. 2, 7-9.
33 Tamże, sygn. 60, k. 70-71.
34 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-148, k. 100.
35 Tamże, k. 101.
36 Tamże, k. 103.
37 K. Tarka, Litwini w Polsce..., s. 143.
38 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/40, k. 185.
39 Tamże, sygn. 33/XIV/43, k. 32-33.
40 Tamże, sygn. 33/XIV/39, k. 121-123.
41 Tamże, k. 184.
42 Tamże, k. 28-30.
43 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 912, k. 4.
44 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/42, k. 69.
45 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 912, k. 4.
46 APB, zespół KW PZPR, Wydział Administracyjny, sygn. 33/XIV/38, k. 3.
47 H. Wałkawycki, Wiry..., s. 96.
48 Tamże, s. 64.
49 A. Karpiuk, Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne..., s. 97.
50 „Biełaruski kalandar”, 1962 (Białystok), s. 83.
51 „Biełaruski kalandar”, 1964, s. 31-50.
52 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-145, k. 39.
53 Tamże, k. 41.
54 Tamże, k. 71.
55 Tamże, k. 74.
56 APB, zespół KW PZPR. Wydział Administracyjny, sygn. 33/XIV/38, k. 5.
57 Tamże, k. 6-7.
58 Tamże, k. 22.
59 Tamże.
60 Tamże, k. 24.
61 Tamże, k. 29, wypowiedź Tadeusza Dziubińskiego.
62 Tamże, k. 30-31.
63 „Biełaruski kalandar”, 1962, s. 91-92.
64 H. Wałkawycki, Wiry..., s. 71.
65 Według danych jakimi dysponowało MSW, w roku szkolnym 1960/1961 w 39 szkołach z białoruskim językiem wykładowym uczyło się 2 643 uczniów, zaś w 135 szkołach 7 932 uczniów poznawało język ojczysty na zasadzie nauki jednego z przedmiotów: Z. Krupska, Mniejszość białoruska w latach 1944-1988 w świetle materiałów przechowywanych w Centralnym Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, [w:] Białoruś, Czechosłowacja, Litwa, Polska, Ukraina. Mniejszości w świetle spisów statystycznych XIX-XX w., Lublin 1996, s. 48.
66 Treść Uchwały opublikowano w „Białoruskim Kalendarzu”, 1968, s. 47-52.
67 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 17/XI/134, k. 39-41; AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-147, k. 71-72.
68 CA MSWiA, teczki: sygn. 912; 17XI/134.
69 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-147, k. 70-125.
70 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 17/XI/134, k. 13-14.
71 Tamże, k. 41.
72 Tamże, zespół MSW II. Gabinet Ministra, sygn. 921, k. 55.
73 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-147, k. 72-77.
74 Tamże, k. 92.
75 Tamże, k. 93.
76 Tamże, k. 95.
77 Tamże, k. 125.
78 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-213, k. 2.
79 Tamże.
80 R. Drozd, I. Hałagida (opr.), Ukraińcy w Polsce 1944-1989. Walka o tożsamość. (Dokumenty i materiały), Warszawa 1999, dokument nr 45, s. 137.
81 R. Drozd, Ukraińcy w Polsce..., s. 224.
82 Tamże, s. 225.
83 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-147, k. 38-39.
84 Tamże, k. 42.
85 Tamże, k. 67.
86 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 912, k. 1.
87 Tamże, k. 2.
88 R. Drozd, Ukraińcy w Polsce..., s. 225-227.
89 K. Smolana, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Czechów i Słowaków w Polsce..., s. 197.
90 W. Czajka, Szkolnictwo słowackie w Polsce..., s. 175.
91 AAN, akta Ministerstwa Oswiaty, sygn. 2538, k. 33-67.
92 W. Czajka, Szkolnictwo słowackie w Polsce..., s. 174.
93 J. Ciągwa, Słowacka mniejszość narodowa w Polsce..., s. 200; K. Smolana, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Czechów i Słowaków..., s. 204.
94 J. Ciągwa, Słowacka mniejszość narodowa w Polsce..., s. 197.
95 J. Korbel, Wybrane problemy migracji do RFN w latach 1956-1978, [w:] Stosunki polsko-niemieckie. Integracja i rozwój ziem zachodnich i północnych, Katowice 1980, s. 160-161.
96 H. Szczerbiński, Ludność niemiecka na Górnym i Opolskim Śląsku..., s. 167.
97 AAN, zespół PZPR, sygn. 237/VII-4971, k. 180-184.
98 Tamże, sygn. 237/VII-4998, k. 88-89.
99 CA MSWiA, zespół URM. Departament Społeczno-Administracyjny, sygn. 1186/962, k. 54.
100 H. Szczerbiński, Ludność niemiecka na Górnym i Opolskim Śląsku..., s. 167.
101 AAN, zespół KC PZPR, sygn. 237/XIV-150, k. 107.
102 AAN, zespół KC PZPR. Wydział Administracyjny, sygn. 237/XIV-174, k. 2.
103 Tamże, k. 3; CA MSWiA, zespół URM, sygn. 1043/301, k. 14-19.
104 Tamże, k. 20.
105 AAN, zespół KC PZPR. Wydział Administracyjny, sygn. 237/XIV-174, k. 4-5.
106 Tamże, k. 13-21.
107 Tamże, k. 27.
108 Tamże, k. 29.
109 Tamże, k. 35.
110 Tamże, k. 33.
111 Tamże, k. 67.
112 Tamże, k. 68-69.
113 H. Szczerbiński, Ludność niemiecka na Górnym i Opolskim Śląsku..., s. 167.
114 P. Madajczyk, Niemcy..., s. 95.
115 AAN, akta KC PZPR, sygn. 237/XIV-150, k. 106.
116 F. Bielak, Niemiecka grupa narodowościowa..., s. 131-136.
117 AAN, akta KC PZPR, sygn. 237/XIV-150, k. 107.
118 Tamże, akta PZPR, sygn. 2438, k. 11.
119 Tamże, sygn. 237/XIV-138, k. 96.
120 Tamże, k. 98.
121 Tamże, k. 99-101.
122 Tamże, k. 102-103.
123 Tamże, k. 104-105.
124 Tamże, sygn. 237/XIV-149, k. 106.
125 Tamże, k. 133.
126 Tamże, sygn. 237/XIV-213, k. 3.
127 Tamże.
128 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 912, k. 4.
129 W. Roszkowski, Historia Polski 1914-1990, Warszawa 1992, s. 266; A. Cała, Mniejszość żydowska..., s. 281; J. Eisler, Marzec 1968, Warszawa 1991, s. 48-49.
130 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn. 912, k. 4.
131 A. Cała, Mniejszość żydowska..., s. 281.
132 Dyrektorowi PWN Adamowi Brombergowi zarzucono m.in. przecenianie w nowej edycji Wielkiej Encyklopedii Powszechnej martyrologii Żydów podczas II wojny światowej i niedostateczne przedstawienie wkładu Polaków w zwycięstwo nad faszyzmem. Oficjalnym powodem zwolnienia Bromberga z zajmowanego stanowiska była niegospodarność środkami publicznymi.