Od początku 1967 r. wzmogło się zainteresowanie MSW sytuacją wszystkich mniejszości narodowych. W marcu 1967 r. Departament Społeczno-Administracyjny opracował obszerną informację dla Kolegium MSW o działalności stowarzyszeń mniejszościowych, która bardzo szczegółowo charakteryzowała wszystkie niepolskie grupy narodowościowe. W PRL — według autorów tego opracowania — mieszkało 456 500 obywateli nie będących Polakami[1]. W liczbie tej było 180 tys. Białorusinów, 25 tys. Czechów i Słowaków, 12 tys. Litwinów, 2,5 tys. Niemców, 12 tys. Rosjan, 200 tys. Ukraińców i 25 tys. Żydów[2]. Ponad 86,5 proc. z nich mieszkało na wsi i utrzymywało się z pracy na roli. Prawie 29 tys. osób należało do towarzystw społeczno-kulturalnych, „stanowiących ważny czynnik wspomagający organizacje polityczne i instytucje władzy państwowej w budowaniu socjalizmu w Polsce”. Wszystkie stowarzyszenia, z wyjątkiem niemieckiego, miały swoje organy prasowe, za pośrednictwem których kształtowano socjalistyczną świadomość mniejszości narodowych. „Dzięki włączeniu się do pracy w stowarzyszeniach aktywu partyjnego oraz oddziaływaniu urzędów spraw wewnętrznych — pisano — zdołano usunąć ze stowarzyszeń elementy skrajnie nacjonalistyczne, wykorzystujące legalne formy do działalności antypaństwowej i antysocjalistycznej”[3]. Jednocześnie zaznaczano, że utrzymywaniu się nacjonalizmu wśród mniejszości sprzyjają „uprzedzenia narodowościowe obecne w zacofanych warstwach ludności polskiej” oraz oddziaływanie zagranicznych ośrodków propagandowych.
MSW za najbardziej zorganizowane uważało środowisko żydowskie, bowiem według oficjalnych danych 30 proc. Żydów należało do TSKŻ. Najmniej zorganizowani byli Białorusini i Ukraińcy. Legitymacje członkowskie towarzystw społeczno-kulturalnych tych mniejszości miało 2-3 proc. ludności białoruskiej i ukraińskiej[4]. W ówczesnym rozumieniu nie były to zatem organizacje masowe, które w należyty sposób mogłyby pełnić misję powierzoną przez partię. Jedną z przyczyn słabości BTSK i UTSK upatrywano w stosunkowo niskich budżetach tych organizacji. W połowie lat sześćdziesiątych dotacje państwowe dla TSKŻ i RTSK były 3-4-krotnie wyższe niż każdego z obu wspomnianych stowarzyszeń. Dopiero w 1967 r. MSW uznało ten stan za przejaw nierównego traktowania mniejszości narodowych. Postanowiono inwestować głównie w działalność UTSK, które miało za te środki budować pomosty sprzyjające oddziaływaniu partii na ludność ukraińską w Polsce oraz tworzyć mechanizmy kontroli wewnętrznej tego środowiska. Od kilku lat radykalnie zwiększano dotacje dla tej organizacji. W 1967 r. miało ono otrzymać 1 355 000 zł, co oznaczało wzrost o 133 proc. w ciągu ostatnich 5 lat. Dotacje dla BTSK zwiększono w tym czasie o 40 proc., do 800 000 zł. Obniżono natomiast dofinansowanie TSKŻ i RTSK. Zmniejszenie dotacji dla obu tych organizacji było dość znaczne, bowiem Żydowskie Towarzystwo miało otrzymać 800 000 zł, co oznaczało 42 proc. sumy przekazanej organizacji w 1962 r. Tyle samo pomniejszono dofinansowanie Rosyjskiego Towarzystwa[5]. W tym ostatnim przypadku decydowały głównie względy techniczne. RTSK, reprezentujące kilkunastotysięczną grupę narodową, nie było w stanie wykorzystać ogromnych dotacji na własne cele statutowe. Znaczną część Rosjan stanowili ponadto staroobrzędowcy, którzy tylko w niewielkim stopniu byli związani z tą organizacją. Natomiast obniżenie dotacji dla TSKŻ wpisywało się w logikę relacji między MSW i ludnością żydowską w latach sześćdziesiątych.
We wspomnianej informacji dla Kolegium MSW Departament Społeczno-Administracyjny przedstawił własne propozycje polityki narodowościowej na najbliższą przyszłość. Ograniczały się do organizacyjnego podporządkowania towarzystw społeczno-kulturalnych radom narodowym, zintegrowania ich działalności z planami pracy kół gospodyń wiejskich, kółek rolniczych, Związku Młodzieży Wiejskiej i Związku Młodzieży Socjalistycznej. Takie powiązania miały skutecznie zapobiegać tendencjom separatystycznym i nacjonalistycznym. Do kontroli mniejszości narodowych proponowano angażować wszystkie struktury władzy wojewódzkiej i powiatowej oraz MO[6].
11 kwietnia 1967 r. odbyło się posiedzenie Kolegium MSW poświęcone sprawom mniejszości narodowych. Uczestniczyli w nim szef resortu Mieczysław Moczar, wiceministrowie Franciszek Szlachcic, Tadeusz Dryzek, Zygfryd Sznek, R. Dobienek, dyrektorzy departamentów oraz przedstawiciel KC PZPR, Wiesław Ociepko. Dyrektor Departamentu Społeczno-Administracyjnego, Z. Orłowski, referując sytuację poszczególnych mniejszości zwrócił uwagę na uprzywilejowaną pozycję finansową Żydów i nieprzerwany strumień pieniędzy z Zachodu zasilający to środowisko, co uznał za zjawisko niekorzystne dla państwa polskiego. Poinformował także, że ambasadę radziecką szczególnie interesowała sytuacja w środowisku ukraińskim[7]. Białorusinów i Litwinów uznał za nieszkodliwych dla istniejącego systemu społeczno-politycznego i nie zagrażających interesom państwa polskiego. Konflikt polsko-słowacki na Spiszu i Orawie, według referenta, był efektem działalności miejscowego kleru katolickiego.
Orłowski uznał, iż koszty utrzymywania przez państwo stowarzyszeń społeczno-kulturalnych mniejszości narodowych były bardzo wysokie, dlatego ich podporządkowanie organizacyjne radom narodowym pozwoliłoby na zredukowanie dotacji na administrację i działalność merytoryczną. Część bowiem imprez mogłaby być realizowana w ramach planów działań kół gospodyń wiejskich, ZMW lub ZMS. Większość dyrektorów departamentów zwracała uwagę, że stowarzyszenia, mimo iż na ich działalność wydatkowane były ogromne środki, obejmowały swoim oddziaływaniem tylko niewielką część środowisk mniejszościowych. Większość — podkreślano — stanowi element wrogi i jednocześnie aktywny. „Naszym celem — mówił dyrektor III Departamentu MSW, Piątek — jest dążenie do asymilacji mniejszości narodowych”[8]. Zastanawiano się, w jakim stopniu towarzystwa społeczno-kulturalne mogą sprzyjać polityce asymilacyjnej. Dyrektor II Departamentu MSW, M. Krupski, proponował natomiast zastanowić się, czy w ogóle są potrzebne tego typu stowarzyszenia. Wiceminister Szlachcic stwierdził, że „władze polskie prowadzą prawidłową politykę narodowościową i proces asymilacyjny przebiega w zasadzie pomyślnie. (...) Nie mamy potrzeby przyspieszać administracyjnie procesu asymilacyjnego”. Uznał, że dotychczasowe metody stosowane przez Departament Społeczno-Administracyjny, „opiekujący się” mniejszościami, dawały pozytywne rezultaty w procesie ich polonizacji[9]. Jedynie wiceminister Sznek, nie kwestionując zasadniczej linii rozumowania swoich przedmówców, przekonywał, że asymilacja w szybkim czasie nie jest możliwa oraz, że przyśpieszanie jej metodami administracyjnymi może powstrzymać proces postępującej integracji mniejszości narodowych ze społeczeństwem polskim. Za szkodliwe uznał także ewentualną likwidację stowarzyszeń mniejszościowych.
Mieczysław Moczar, który kierował dyskusją, wypowiedział się wprawdzie za istnieniem stowarzyszeń, lecz pod warunkiem, że będą nimi kierować ludzie, którzy zapewnią „realizację słusznej polityki narodowościowej władz państwowych”[10]. Za najważniejsze zadanie resortu Moczar uznał przeciwdziałanie wrogiej działalności ambasady izraelskiej w Warszawie i międzynarodowych organizacji syjonistycznych.
Przebieg dyskusji świadczył o atmosferze panującej w MSW i rzeczywistym stosunku jego władz do mniejszości narodowych. Obecny na posiedzeniu Kolegium Wiesław Ociepko, odpowiedzialny w KC PZPR za politykę narodowościową partii, wypowiadał się w tonie zbliżonym do szefów MSW. Proponował zwiększenie kontroli resortu nad całością życia społecznego mniejszości narodowych, ze szczególnym zwróceniem uwagi na środowisko żydowskie[11]. Żydzi byli postrzegani jako społeczność, wobec której tradycyjne metody asymilacyjne mogłyby okazać się nieskuteczne. Dlatego Moczar, Ociepko oraz wiceministrowie Dryzek i Szlachcic proponowali skupić się na kontroli finansowej TSKŻ oraz wszystkich instytucji kulturalnych, oświatowych i charytatywnych działających w tym środowisku. Wykazanie jakichkolwiek nieprawidłowości dawałoby bowiem podstawy do ograniczania ich działalności lub całkowitej likwidacji stowarzyszeń żydowskich.
W maju 1967 r. odbyło się VIII Plenum KC PZPR. Wkrótce towarzystwom społeczno-kulturalnym mniejszości narodowych przesłano Wytyczne do realizacji uchwał VIII Plenum KC PZPR[12]. Przyszłość socjalizmu w Polsce wymagała — pisano w Wytycznych — aby wszystkie organizacje społeczno-polityczne łączyły działalność gospodarczą z działalnością polityczno-wychowawczą. Towarzystwa narodowościowe w swej działalności miały „szerzej ukazywać proces umacniania się obozu socjalistycznego, jego wpływ na rozpadanie się systemu kolonialnego oraz nieustanną walkę w umacnianiu i obronie pokoju na świecie; demaskować prawdziwy obraz kapitalizmu, jego nieustanną dążność do zaostrzenia sytuacji międzynarodowej, hamowanie rozwoju krajów nowo wyzwolonych oraz tendencje do powtórnego podporządkowania sobie tych krajów; ukazywać istotę nasilonej propagandy i wojny psychologicznej prowadzonej przez reakcyjne ośrodki zagraniczne i wewnętrzne”. Towarzystwa miały ponadto uczyć własne społeczności patrzenia na świat „pod kątem interesów partii”, kształtować uczucia solidarności i braterstwa z krajami obozu socjalistycznego, „przeciwdziałać demagogicznej propagandzie oczerniającej Związek Radziecki” oraz „rozwijać proces integracji społeczeństwa polskiego”[13]. Wytyczne nic nie wspominały o potrzebie rozwijania kultury lub oświaty mniejszości narodowych. Dotacje dla towarzystw społeczno-kulturalnych były w zasadzie przeznaczone na realizację celów władzy, w tym także na asymilację ludności niepolskiej.
5 czerwca 1967 r. Izrael zaatakował sąsiadujące z nim kraje arabskie, a jego armia w ciągu kilku dni zajęła część terytorium należącego do Egiptu, Syrii i Jordanii. ZSRR i kraje komunistyczne, z wyjątkiem Rumunii, poparły Arabów, zaś Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia — Izrael. Rząd polski zerwał stosunki dyplomatyczne z Tel Awiwem, a mniejszość żydowska została nazwana przez Gomułkę potencjalną „piątą kolumną”[14]. Polska stała się terytorium wojny ideologicznej o niespotykanej intensywności. W propagandzie władz Żydzi stali się symbolem obcości, imperializmu, zdrady i agresji. Polskość zaś w propagandzie partyjnej i rządowej urastała do roli obrońcy socjalizmu. Frazeologia narodowa-patriotyczna trafiała na podatny grunt. Aparat partyjny i policyjny z wielkim zaangażowaniem wystąpił w roli rzecznika praw narodowych Polaków. Propaganda, inspirowana przez MSW, odgrzewała tezę mówiącą, że wszystkie zbrodnie okresu stalinowskiego były dziełem funkcjonariuszy pochodzenia żydowskiego. Wprawdzie nadzorem aparatu bezpieczeństwa zostały objęte wszystkie mniejszości narodowe, lecz szczególną uwagę zwracano na Żydów.
W końcu lat sześćdziesiątych MSW praktycznie kontrolowało całość życia społecznego ludności niepolskiej. Departament Społeczno-Administracyjny finansował poszczególne stowarzyszenia według sobie tylko znanych kryteriów. Nominacji na przewodniczących i sekretarzy towarzystw społeczno-kulturalnych dokonywano pod kątem przydatności poszczególnych osób do bezwzględnego wdrażania poleceń mocodawców. Początek następnej dekady, mimo zmiany ekipy rządzącej partią, umocnił jedynie te tendencje. Centralne władze partyjne kwestie narodowe uznawały za sprawy marginalne dla państwa i przyszłości polskiego socjalizmu, cedując wszystkie problemy z tym związane na rzecz MSW. W niektórych województwach do 1975 r. istniały jeszcze komisje narodowościowe działające przy KW PZPR. Ich aktywność w latach siedemdziesiątych była jednak niewielka. Po reformie administracyjnej kraju, przy nowo powstających komitetach wojewódzkich partii nie powoływano już takich zespołów.
20 lutego 1976 r. podczas III Plenum KC PZPR przyjęło uchwałę W sprawie zadań partii w dziedzinie pogłębiania patriotycznej jedności narodu, umacniania państwa i rozwoju demokracji socjalistycznej[15]. W przemówieniu I sekretarza KC PZPR, Edwarda Gierka, znalazły się sformułowania o Polsce jako kraju jednorodnym etnicznie oraz konieczności budowania jedności moralno-politycznej społeczeństwa polskiego. Aparat partyjny, MSW i administracja państwowa z reguły odczytywały te hasła jako sygnały do realizacji i konieczności dopasowania rzeczywistości do wytycznych centrali. Zagadnienie mniejszości narodowych zostało na kilka lat zmarginalizowane do niezauważalnych problemów w polityce państwa. Władze zachowywały się tak, jakby ich w kraju w ogóle nie było. Teza o Polsce jednorodnej etnicznie zyskała także pewną aprobatę społeczną. Głosów dezawuujących teorię Gierka przynajmniej nie było słychać.
* * *
Według opinii MSW z lutego 1967 r. LTSK, które przez długi okres czasu było zarządzane przez „grupę ludzi powiązanych z klerem i elementami nacjonalistycznymi”, w latach sześćdziesiątych uległo głębokim przemianom[16]. Podczas kolejnych zjazdów organizacji wyeliminowano nacjonalistów, słabo natomiast przeciwdziałano wpływom klerykalnym. Przywiązanie Litwinów do religii MSW traktowało jednak w kategoriach konserwatyzmu chłopskiego, wynikającego z braku dostatecznej edukacji tego środowiska. Generalnie mniejszość litewską postrzegano jako społeczność wspierającą partię i socjalistyczne przemiany w Polsce.
Istotnie, w końcu lat sześćdziesiątych znacznie zwiększył się udział przedstawicieli tej społeczności w powiatowych i gromadzkich radach narodowych oraz w szeregach PZPR i ZSL. W kilku komitetach gromadzkich PZPR na terenie powiatu sejneńskiego Litwini pełnili najwyższe funkcje[17]. Społeczność litewska milcząco zaakceptowała swoistą grę toczoną przez działaczy LTSK z władzami państwowymi, polegającą na przystosowaniu się do warunków narzuconych przez MSW i PZPR. Rekompensatą było przyzwolenie ze strony władz na zachowanie stanu posiadania w sferze oświaty i kultury, a nawet uzyskanie w 1973 r. zgody na regularne wydawanie kwartalnika „Aušra”. Lojalizm elit litewskich wobec partii stwarzał wokół tej społeczności atmosferę, ułatwiającą awans kolejnych jednostek. W latach siedemdziesiątych w gminie Puńsk wszystkie instytucje służby publicznej — urząd gminny, placówki ochrony zdrowia, komenda milicji, dom kultury — zostały zdominowane przez Litwinów.
LTSK, w opinii wizytującego Puńsk pracownika MSW, Zygmunta Kity, chciałoby swoją działalność ograniczyć do spraw oświatowo-kulturalnych[18]. Zaznaczał jednak, że jako organizacja powołana przez PZPR, miało ono jeszcze do spełnienia ważną funkcję polityczną, polegającą na wciąganiu ludności litewskiej do budownictwa socjalizmu w Polsce. Kierownictwo Towarzystwa rozumiało zaś swoją rolę i nie lekceważyło nałożonych nań obowiązków. Zyskiwało dzięki temu uznanie KW PZPR w Białymstoku oraz miejscowego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Wszystkie decyzje, podejmowane przez członków Zarządu Głównego LTSK, wcześniej były konsultowane w KW lub USW[19]. W ten sposób organizacją przez długi okres czasu kierowali ci sami ludzie, którym do sprawowania funkcji przewodniczącego i sekretarza wystarczało poparcie wojewódzkich władz partii i MSW.
Zjazdy LTSK stały się formalnością, wynikającą ze statutu organizacji. Z reguły kończyły się uchwaleniem deklaracji poparcia dla partii i budownictwa socjalizmu w Polsce, a oficjalna działalność ograniczała się do świętowania rocznic z kalendarza opracowanego przez MSW — 100-lecia urodzin Lenina, 25-lecia powrotu ziem zachodnich i północnych do Polski itp.[20]. Działaczy, próbujących kwestionować istniejący układ, starano się szybko eliminować z szeregów organizacji lub zmuszano do zaprzestania uzewnętrzniania swoich poglądów[21].
Przejawiając daleko idącą uległość polityczną wobec władz, działacze LTSK nie rezygnowali jednak z podstawowych wartości narodowych. Sprzyjali przede wszystkim rozwojowi szkolnictwa w języku ojczystym, inicjowali rozbudowę bazy dydaktycznej, starali się o podręczniki do nauki litewskiego. Wszystko to odbywało się w atmosferze wzmożonej propagandy białostockiego kuratorium i KW PZPR o gorszej jakości edukacji w szkolnictwie z niepolskim językiem nauczania[22]. Litwini nie ulegali tym sugestiom, a wręcz przeciwnie, wykorzystywali wszelkie okoliczności do umacniania stanu posiadania w dziedzinie oświaty. Władze zaś, bez czynnego udziału przedstawicieli tej ludności, nie znajdowały podstaw do ograniczania szkolnictwa litewskiego. Nawet gdy nie następował rozwój liczbowy placówek z litewskim językiem nauczania, wzrastał poziom przygotowania zawodowego nauczycieli, pojawiały się nowe podręczniki sprowadzane z Litwy radzieckiej[23]. Mniejszość litewska znajdowała dość skuteczne sposoby na przetrwanie kolejnego nawrotu do koncepcji polityki państwa jednolitego etnicznie.
* * *
Dużym zaufaniem wśród pracowników Departamentu Społeczno-Politycznego MSW cieszyło się BTSK. „Stowarzyszenie posiada znaczną ilość aktywu społecznego, którego postawa polityczna nie budzi zastrzeżeń” — pisano w informacji dla Kolegium MSW w marcu 1967 r.[24] Białoruskie Towarzystwo — zdaniem Departamentu — nie było wolne od działaczy reprezentujących tendencje separatystyczne, „wyrażające się w wysuwaniu postulatów wprowadzenia obowiązkowego nauczania języka białoruskiego w szkołach na obszarach zamieszkałych przez Białorusinów, zarówno dla dzieci białoruskich, jak i polskich oraz posługiwania się przez Białorusinów w urzędach państwowych językiem białoruskim”[25]. Środowisko białoruskie — w ocenie funkcjonariuszy MSW — wykazało jednak dojrzałość polityczną i odrzuciło zakusy separatystów.
Aktywność BTSK władze partyjno-państwowe oceniały nie według dokonań w dziedzinie rozwoju oświaty i kultury białoruskiej, lecz stopnia „upartyjnienia” poszczególnych oddziałów[26]. Największy odsetek członków Towarzystwa należał do partii w powiecie bielskim — 60 proc. Członkostwem PZPR legitymowało się 85 proc. Zarządu Głównego[27]. Ponadto miernikiem aktywności Towarzystwa było uczestnictwo w obchodach rocznic Rewolucji Październikowej, Manifestu Lipcowego, urodzin Lenina[28].
W lutym 1967 r. Komisja Narodowościowa działająca przy Komitecie Wojewódzkim PZPR w Białymstoku obradowała nad sposobami realizacji polityki władz partii w środowisku białoruskim. W składzie komisji większość stanowili ludzie pochodzenia białoruskiego, lecz jak wynikało z ich wypowiedzi, zdecydowanie odcinali się od własnej narodowości. Komisja pozytywnie oceniła lojalną postawę władz BTSK wobec PZPR. Wiele zastrzeżeń zgłosiła natomiast pod adresem redakcji tygodnika „Niwa”, chociaż i tam zdecydowaną większość zespołu redakcyjnego stanowili członkowie PZPR. Redakcji zarzucano, że „nie wyczuwa pozycji partii”, niewiele zamieszcza materiałów o 25 rocznicy powstania PZPR i jej działalności, zbyt dużo pisze o historii i kulturze białoruskiej, a zbyt mało o miejscowym folklorze[29]. Zarzuty te podtrzymał sekretarz BTSK Włodzimierz Juźwiuk[30]. Większość komisji była zdania, że ze strony tytułowej należy wykreślić podtytuł „Białoruski tygodnik”, uczynić pismo „trybuną popularyzacji folkloru”, „pokazywać dobre współżycie ludności polskiej i białoruskiej”, przybliżyć czytelnikowi sylwetki sekretarzy podstawowych organizacji partyjnych, działaczy BTSK, wybijających się nauczycieli i świetlicowych.
W końcu lat sześćdziesiątych polityka władz wyraźnie zmierzała do minimalizacji białoruskiego życia narodowego i uczynienia z dwóch istniejących instytucji — BTSK i redakcji tygodnika „Niwa” — wyłącznie ośrodków propagowania ideologii partyjnej. Wyznaczono ramy oficjalnej białoruskości, ograniczając ją do folkloru.
Konflikt bliskowschodni, chociaż bezpośrednio nie dotyczył Białorusinów, przyśpieszył proces przemian polityki narodowościowej zapoczątkowany w końcu 1966 r. Przemówienie I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR Władysława Gomułki z 19 czerwca 1967 r. na VI Kongresie Związków Zawodowych, a szczególnie stwierdzenie: „Każdy obywatel Polski powinien mieć tylko jedną ojczyznę — Polskę Ludową. Niech ci, którzy odczuwają, że słowa te skierowano pod ich adresem — niezależnie od ich narodowości — wyciągną z nich właściwe wnioski”, w Białymstoku zostało odczytane jako życzenie partii, aby mniejszości narodowe zerwały wszelkie więzi z krajami, gdzie ich rodacy stanowili większość mieszkańców[31]. Przemówienie Gomułki nakazano w trybie pilnym opublikować w „Niwie”[32]. Latem 1967 r. milicja zaczęła prowadzić działania mające na celu wykrycie związków łączących twórców kultury białoruskiej lub organizatorów białoruskiego życia narodowego z ośrodkami zagranicznymi. Demonstracyjnie pytano o takie kontakty sąsiadów Polaków, wywołując tym samym atmosferę podejrzliwości i izolację tychże osób.
„Właściwe wnioski” z przemówienia Gomułki wyciągnęły władze RSW — pisał we wspomnieniach redaktor naczelny „Niwy” Jerzy Wołkowycki[33]. Relatywnemu obniżeniu uległy stawki płac dziennikarzy pracujących w tym tygodniku. W ośrodkach władzy rozpowszechniano opinie, że żydowskie pismo „Fołks Sztyme” finansują syjoniści z całego świata, zaś „Niwę” władze sowieckiej Białorusi[34]. Redaktorowi naczelnemu tygodnika sugerowano, że redakcja powinna zacząć pisać o Żydach, a zwłaszcza o ich szkodliwej działalności na rzecz Białorusinów. Zachęcano do zamieszczania informacji o zbrodniach Pawła Jasienicy (Lecha Beynera), popełnionych na ludności białoruskiej w latach 1945-1946[35]. Chociaż żaden z tych postulatów nie był realizowany przez redakcję, miejscowe czynniki partyjne nie kwapiły się do egzekwowania zaleceń centrali.
Wśród członków Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białymstoku wiele było osób pochodzenia białoruskiego. Na Białostocczyźnie panowało dość powszechne przekonanie, że Komitet, jak i inne struktury władzy są wręcz zdominowane przez Białorusinów. W rzeczywistości — jak wynika z zachowanych dokumentów — pracujący w Komitecie ludzie białoruskiego pochodzenia bardziej starali się być polscy niż sami Polacy. Załatwienie jakiejkolwiek sprawy na rzecz środowiska białoruskiego, gdy decyzja należała do sekretarza pochodzącego z tej grupy narodowej, było prawie niemożliwe. I sekretarz KW PZPR Arkadiusz Łaszewicz, niegdyś działacz Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, nigdy nie zaszczycił swoją obecnością żadnej uroczystości organizowanej przez BTSK[36]. Włodzimierz Stankiewicz, przewodniczący Towarzystwa w latach 1958-1960, jako przedstawiciel MSW najczęściej delegowany przez resort na wszelkie uroczystości organizowane przez BTSK, gdy przemawiał, zawsze używał terminu „wy, Białorusini”[37]. Część działaczy, jak wynika z ich zachowania, prawdopodobnie była oddelegowana przez aparat partyjny lub MSW do pracy „na odcinku białoruskim”.
Wytyczne do realizacji uchwał VIII Plenum KC PZPR zobowiązywały organizacje mniejszościowe do prowadzenia propagandy uwzględniającej przede wszystkim interesy partii. Dlatego bacznie przyglądano się temu co pisano w „Niwie”. W grudniu 1967 r. pismo było oceniane na posiedzeniu wydziałów Propagandy i Administracji KW PZPR w Białymstoku oraz kilkakrotnie podczas spotkań Komisji Narodowościowej[38]. Redakcji zarzucano, że publicyści tygodnika używają takich określeń jak „białoruskie kwiaty” (chodziło o literatów), „białoruski Gródek” (osada zamieszkała w 90 proc. przez Białorusinów), że wielokrotnie podejmowane były na łamach „Niwy” próby oszacowania liczby Białorusinów w Polsce[39]. Kierownik Oddziału Społeczno-Politycznego Urzędu Spraw Wewnętrznych Mikołaj Kuc twierdził, że takie ustalenia prowadzą do podziału wśród społeczeństwa. Zastępca kierownika Wydziału Propagandy KW Bazyli Gulko pytał wprost: „komu służy ten podział ludności na Polaków i Białorusinów?”[40] „Należy działać na rzecz integracji” — postulował przewodniczący Komisji Narodowościowej KW Zbigniew Dąbrowski. Kilka miesięcy później pojawiły się pomysły, aby „Niwa” stała się pismem polskojęzycznym[41]. Ostatecznie nigdy nie doszło do realizacji tych planów, a dla potrzeb „integracji” powołano redakcję miesięcznika „Kontrasty”. Twórczość najbardziej niepokornych dziennikarzy poddano surowej krytyce, niektórych oskarżono o szerzenie białoruskiego nacjonalizmu. Piśmiennictwo białoruskie w Polsce miało służyć komunistycznej ideologii i przyśpieszać proces „integracji” w ramach „socjalistycznego społeczeństwa polskiego”. Ani w literaturze, ani w publicystyce przez długie lata nie mogły pojawiać się treści odwołujące się do historii Białorusi, popularyzujące kulturę narodową, stwarzające poczucie dumy z przynależności do narodu białoruskiego. Ograniczenie życia kulturalnego do granic folkloru w ostateczności prowadziło do szybkiej asymilacji, zwłaszcza młodych pokoleń Białorusinów.
W opinii miejscowych władz nawet niewielkie Białoruskie Muzeum Etnograficzne w Białowieży stało się zbędnym elementem w kulturalnym krajobrazie Białostocczyzny. Po raz pierwszy propozycję jego upaństwowienia złożył 24 grudnia 1967 r. kierownik Wydziału Administracyjnego KW Stanisław Zieliński[42]. Jego wniosek uzyskał poparcie Zarządu Głównego BTSK. Argumentem przemawiającym za zmianą właściciela eksponatów — zdaniem Zielińskiego i władz Towarzystwa — był zły stan budynku, w którym znajdowało się muzeum. Mówiono o potrzebie wybudowania nowego obiektu, przy czym obie strony wiedziały, że nie ma na ten cel funduszy, ani perspektyw ich uzyskania. Stanowiskiem KW oraz BTSK byli zaskoczeni przede wszystkim pracownicy Muzeum Okręgowego w Białymstoku. Dyrektor tej placówki Zofia Sokołowska przestrzegała nawet, że jej instytucja nie zapewni lepszych warunków przechowywania eksponatów białoruskich, niż te, w których one wówczas się znajdowały, że w praktyce oznacza to likwidację białoruskiego muzeum[43]. Był to rzeczywiście początek jego powolnej agonii. Próby ratowania obiektu i eksponatów przez grupę działaczy białoruskich spotkały się z murem obojętności ze strony urzędników wojewódzkich i centralnych[44]. Formalna likwidacja Białoruskiego Muzeum Etnograficznego w Białowieży nastąpiła jednak dopiero w latach siedemdziesątych. Eksponaty przekazano do Muzeum Wsi Północno-Wschodniej Polski w Ciechanowcu, zmieniono im nazwy i pokazywano jako zabytki kultury materialnej rękodzieła ludowego Polski północno-wschodniej.
Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne po dziesięciu latach aktywnej działalności na rzecz rozwoju białoruskiej oświaty i kultury przeżywało okres stagnacji. Zmniejszała się liczba członków, a w oddziałach dbano jedynie o stopień „upartyjnienia”. Zaplanowana na 1967 r. budowa nowego budynku Liceum Ogólnokształcącego w Hajnówce z białoruskim językiem nauczania, nie została rozpoczęta. Nie powiodła się także próba powołania własnego wydawnictwa, zamierała działalność kolejnych zespołów teatralnych i chóralnych[45].
W październiku 1968 r. Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Białymstoku zorganizowało naradę dla aktywistów towarzystw społeczno-kulturalnych — białoruskiego, litewskiego i ukraińskiego. Obecnych na zebraniu szefów towarzystw zobowiązano zorganizować akcję popularyzacji tez KC PZPR na V Zjazd partii we własnych środowiskach, włączyć się do obchodów 25 rocznicy utworzenia Polski Ludowej oraz wziąć udział w kampanii wyborczej do Sejmu i rad narodowych w 1969 r. Zdaniem kierownika Wydziału Spraw Wewnętrznych Urzędu Wojewódzkiego Mikołaja Kuca wzmożona aktywność miała zapobiec skutkom dywersji ideologicznej zagranicznych ośrodków propagandowych. Aktywiści towarzystw z województwa białostockiego zapewniali władze, że prowadzą działalność wyłącznie w „duchu proletariackiego internacjonalizmu”. Żadnych problemów dotyczących mniejszości narodowych podczas narady nie poruszano[46].
18 maja 1969 r. odbył się VI Zjazd BTSK. Zdaniem kierownictwa tej organizacji, sytuacja białoruskiej oświaty i kultury była bardzo dobra. Delegaci prześcigali się w prezentowaniu sukcesów w dziedzinie rozwoju kultury, szkolnictwa, nauki, czytelnictwa, udziału szeregowych członków w różnych oficjalnych uroczystościach[47]. Wystąpienie sekretarza KW PZPR Witolda Mikulskiego wyznaczało BTSK nowy kierunek aktywności, znacznie odbiegający od zadań statutowych. „Głównym zadaniem BTSK — mówił Mikulski — jest łączenie tego regionu [białostockiego — E. M.] w jeden organizm państwowy, w trakcie ogólnego procesu, który swym zasięgiem obejmie cały naród polski. (...) Cenimy Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne za popularyzację folkloru. Wasze Towarzystwo na tym polu ma wiele sukcesów”[48]. Podwaliny przyszłej konstrukcji „jedności moralno-politycznej narodu polskiego” na gruncie białostockim zostały zatem położone już w końcu lat sześćdziesiątych.
Delegaci VI Zjazdu BTSK wystosowali list do Władysława Gomułki, w którym zapewniano I sekretarza PZPR o wierności Białorusinów dla tradycji „polsko-białoruskiego ruchu rewolucyjnego” oraz o tym, że w najbliższych wyborach do Sejmu oddadzą oni swe głosy na kandydatów Frontu Jedności Narodu[49].
Ze wględu na brak dostępu do dokumentów Służby Bezpieczeństwa trudno jest określić, jakie nastroje wobec Białorusinów panowały w tym środowisku. Z nielicznych relacji wynika, że w 1969 r. bardzo często zdarzały się wypowiedzi oficerów: „skończyliśmy z Żydami, czas wziąć się za Białorusinów”[50]. Należy zaznaczyć, że postawy takie demonstrowali oficerowie Służby Bezpieczeństwa w sytuacji, gdy spora część ich kolegów w województwie białostockim była białoruskiego pochodzenia. Nie wiadomo także, w jakim celu w MSW preparowano informacje mówiące o tym, że część członków Zarządu Głównego BTSK oraz inteligencji białoruskiej domagała się przyłączenia Białostocczyzny do Białorusi radzieckiej[51].
W 1970 r. uległo likwidacji Liceum Pedagogiczne z białoruskim językiem nauczania w Bielsku Podlaskim, które dostarczało kadr nauczycielskich dla szkół wiejskich. W roku następnym szkoły z białoruskim językiem nauczania praktycznie przestały istnieć. Pozostały te, w których białoruskiego nauczano jako przedmiotu. Liczba tych szkół oraz liczba dzieci białoruskich uczących się języka ojczystego systematycznie malała[52]. W roku szkolnym 1969/1970 działały 164 szkoły podstawowe z 11302 uczniami uczęszczającymi na lekcje języka białoruskiego, dwa lata później pozostawało 144 szkół z 9 042 uczniami, a w roku szkolnym 1973/1974 funkcjonowały już tylko 103 szkoły z 5 983 uczniami[53]. W końcu lat sześćdziesiątych radykalnie zmniejszono nakłady na szkolnictwo z językiem białoruskim, zaprzestano drukowania podręczników, upowszechniano opinię, że język ten w Polsce do niczego nie jest potrzebny. Do akcji skierowanej przeciwko oświacie białoruskiej zostalo włączone również kierownictwo BTSK. Przewodniczący Zarządu Głównego oraz sekretarz tej organizacji wystosowali list do Ministerstwa Oświaty z żądaniem likwidacji nielicznych już placówek z białoruskim językiem nauczania[54]. Argumentowali, że rozwój postępu wymaga upowszechniania oświaty w języku polskim, gdyż tylko w ten sposób Białorusini — obywatele Polski — mogliby w pełni włączyć się w „proces budownictwa socjalistycznego”.
22 lutego 1971 r. Ministerstwo Oświaty wydało rozporządzenie, które zobowiązywało rodziców do corocznego składania deklaracji z żądaniem, aby dzieci uczyły się języka ojczystego. Brak takich deklaracji od rodziców dawał dyrektorom szkół podstawy do rezygnacji z organizowania nauczania języka białoruskiego w podległych im placówkach[55]. Rozporządzenie to mówiło „o pełnej dobrowolności nauczania języka ojczystego” dla dzieci Białorusinów mieszkających w Polsce.
W końcu lat sześćdziesiątych samo deklarowanie poczucia przynależności do białoruskiej wspólnoty narodowej zaczynało być traktowane jako przejaw nacjonalizmu. Na szczeblu wojewódzkim wśród funkcjonariuszy partyjnych i państwowych starano się utwierdzić przekonanie, że owszem, można być Białorusinem, lecz nie trzeba tego w żaden sposób okazywać[56]. Urzędnicy państwowi przekonywali przedstawicieli inteligencji białoruskiej, że ze względu na ich osobisty interes lepiej byłoby, gdyby stali się Polakami[57]. Tych, którzy występując publicznie określali się Białorusinami, oskarżano o nacjonalizm. Zapędy nacjonalistyczne zarzucano nawet zdeklarowanym komunistom, pracownikom etatowym BTSK, gdy, oprócz propagowania programu partii i świętowania kolejnych rocznic rewolucji bolszewickiej, domagali się poszanowania ich białoruskiej tożsamości[58].
W marcu 1968 r. na posiedzeniu Komisji Narodowościowej KW PZPR jej przewodniczący Zbigniew Dąbrowski przekazał przewodniczącym towarzystw, reprezentujących środowiska mniejszości narodowych działających na Białostocczyźnie, zadania na najbliższą przyszłość. Towarzystwa miały „przeciwdziałać wszelkiemu nacjonalizmowi, w okresie przygotowań do Zjazdu Partii rozwinąć działalność na rzecz integracji i spoistości ideowej społeczeństwa (...), przywiązać większą wagę do płacenia składek przez członków”[59]. „Aby prawidłowo rozwiązać problemy narodowościowe, należy ściśle współdziałać z władzami” — konkludował pracownik KW odpowiedzialny za politykę narodowościową w województwie białostockim.
Na początku lat siedemdziesiątych BTSK w zasadzie przekształciło się w przybudówkę PZPR wyspecjalizowaną w pracy wśród ludności białoruskiego pochodzenia. Instruktor KW PZPR, koordynujący politykę wobec Białorusinów, bez ogródek stwierdzał, że „Zarząd Główny BTSK — to instytucja polityczna”, a każdy pracownik etatowy powinien reprezentować stopień świadomości odpowiadający wymogom stawianym działaczom partyjnym[60].
Równolegle z upadkiem szkolnictwa z białoruskim językiem nauczania oraz Muzeum Etnograficznego w Białowieży przestał istnieć także kilkudziesięcioosobowy zespół estradowy „Lawonicha”, zamarła działalność dziesiątek wiejskich i małomiasteczkowych zespołów teatralnych, chóralnych i tanecznych. Zostały one przede wszystkim pozbawione pomocy instruktorskiej i organizacyjnej ze strony BTSK, któremu MSW nie wydzieliło środków na wspieranie aktywności kulturalnej środowisk wiejskich.
Polityka inwestycyjna i kredytowa, prowadzona przez władze wojewódzkie i centralne w latach siedemdziesiątych, wyraźnie faworyzowała zachodnią część województwa[61]. Wywołało to kolejną falę migracji najmłodszego pokolenia do miast, gdzie istniały atrakcyjniejsze warunki znalezienia pracy, zarobków i mieszkania. W nowym środowisku Białorusini mieli niewielkie szanse na zachowanie swojej tożsamości. Proces asymilacji młodych pokoleń w latach siedemdziesiątych, z powodu braku konkurencyjnego oddziaływania kultury białoruskiej, następował wyjątkowo szybko.
* * *
W końcu lat sześćdziesiątych ucichły głosy środowisk ukraińskich żądających zgody na powrót do miejsc, z których zostali wysiedleni w wyniku akcji „Wisła”. Konsekwentna polityka państwa, mająca na celu związanie Ukraińców z miejscem ich aktualnego pobytu, przyniosła oczekiwane rezultaty. Wyrosło zresztą nowe pokolenie, które niewiele łączyło z Rzeszowszczyzną lub Lubelszczyzną, dużo natomiast z Mazurami, Pomorzem, czy Śląskiem. Kilkaset osób ukraińskiego pochodzenia pełniło funkcje radnych gromadzkich lub powiatowych we wszystkich województwach północnych i zachodnich, stopień upartyjnienia UTSK budził satysfakcję funkcjonariuszy MSW. „Środowisko ukraińskie stało się bardziej odporne na działalność elementów nacjonalistycznych” — pisał dyrektor Departamentu Społeczno-Administracyjnego, Z. Orłowski, w grudniu 1967 r.[62]
Z punktu widzenia MSW sytuacja polityczna w środowisku ukraińskim była ustabilizowana. UTSK miało niekiedy problemy związane z malwersacjami finansowymi, które najczęściej były udziałem najwyższych władz tej organizacji, lecz ministerstwo z reguły nie śpieszyło się z interwencją. Jesienią 1967 r. w trybie pilnym odwołano jedynie sekretarza Zarządu Głównego Towarzystwa, a na jego miejsce, po konsulatacji z Wydziałem Administracyjnym KC PZPR, wyznaczono szefa organizacji partyjnej, Mikołaja Korolkę. Zmian dokonano w przeddzień IV Zjazdu UTSK, który odbył się 10 października 1967 r., prawdopodobnie po to, aby zagadnienia finansowe nie zakłócały ustalonego wcześniej przebiegu obrad.
Organizacja IV Zjazdu UTSK przez Departament Społeczno-Administracyjny MSW stanowiła wprost symboliczny przykład instrumentalnego traktowania tego typu stowarzyszeń przez władze państwowe. Referat sprawozdawczy Zarządu Głównego był przygotowywany przy udziale pracowników Departamentu, a następnie jego treść była szczegółowo analizowana przez Wydział Społeczno-Administracyjny KC PZPR[63]. W MSW i KC PZPR ustalano także skład przyszłego Prezydium oraz całego Zarządu Głównego UTSK. Organizacja partyjna Towarzystwa mogła służyć jedynie opinią na temat poszczególnych kandydatów.
W dyskusji, podczas Zjazdu, głos zabrało 24 delegatów, lecz jedynie dwóch treści swojego wystąpienia nie dopasowywało do gustów obecnych na sali przedstawicieli MSW. Mówili bowiem o wrogim stosunku Polaków do Ukraińców oraz o przypadkach dyskryminacji tych ostatnich przez władze państwowe. „Zaskoczeniem był fakt — pisał dyrektor Departamentu Społeczno-Administracyjnego Z. Orłowski — że wystąpienia te sala przyjęła długotrwałymi oklaskami i że nikt, oprócz oficjalnych przedstawicieli władz, nie ustosunkował się do tych wystąpień”[64]. W jawnym głosowaniu przyjęto jednak proponowany przez MSW skład władz naczelnych UTSK.
Nadzorujący działalność Towarzystwa pracownicy Departamentu Społeczno-Administracyjnego byli jednak świadomi, że poza sferą oddziaływania tej organizacji pozostawała większość społeczności ukraińskiej w Polsce. „Stara, zarażona nacjonalizmem inteligencja odsunęła się od stowarzyszenia” — pisano w raporcie do szefa resortu[65]. Natomiast nowa inteligencja, wykształcona w Polsce — zdaniem Orłowskiego — szybko asymilowała się i nie odczuwała potrzeby działalności w UTSK. W dużej mierze uwaga ta dotyczyła także wszystkich Ukraińców, a zwłaszcza młodego pokolenia. Zgodnie z założeniami polityki narodowościowej MSW dla tych, którzy zachowali ukraińską orientację narodową, proponowano jedyną formułę aktywności, ograniczającą się do działalności w ramach kontrolowanych przez ministerstwo struktur UTSK. Władzom zależało natomiast, aby organizacja ta przyciągała nowych członków, bowiem widziano w niej instrument służący asymilacji Ukraińców. Działalność kulturalna Towarzystwa, ograniczająca się do kultywowania folkloru, dość skutecznie zniechęcała młodzież do własnej kultury narodowej, a w konsekwencji ułatwiała jej polonizację.
Rozproszenie ludności ukraińskiej z jednej strony utrudniało organizację życia wewnętrznego tej społeczności, z drugiej zaś uniemożliwiało jej skuteczną kontrolę przez aparat partyjny i policyjny. W przeciwieństwie do władz naczelnych UTSK, niektóre zarządy powiatowe tej organizacji stawały się rzeczywistymi reprezentantami środowiska ukraińskiego. Bez przyzwolenia Zarządu Głównego lokalni działacze Towarzystwa z Gorlic, Krosna, Wrocławia, Gdańska składali naczelnym władzom PZPR szereg postulatów zarówno dotyczących spraw natury politycznej, jak kulturalnej lub oświatowej. Domagano się m. in. reprezentacji ukraińskiej w Sejmie, powołania muzeum oraz ukraińskiej placówki naukowo-badawczej, zorganizowania systemu kształcenia nauczycieli do szkół dla mniejszości ukraińskiej, a także podporządkowania UTSK Ministerstwu Kultury i Sztuki[66].
Władze te oddolne inicjatywy przyjmowały jako przejawy niesubordynacji. Polityka MSW zmierzała w kierunku asymilacji, zaś postulaty lokalnych działaczy ukraińskich stanowiły próbę jej powstrzymania. Zachodziła więc jaskrawa sprzeczność interesów władzy i pragnących zachować tożsamość narodową Ukraińców. Logicznym następstwem w tej sytuacji było zatem dążenie MSW do likwidacji ośrodków niekontrolowanej aktywności środowisk ukraińskich. Wykorzystując Prezydium Zarządu Głównego UTSK usuwano z organizacji najbardziej niepokornych działaczy[67]. Ponadto kolejne wydania powieści Jana Gerharda Łuny w Bieszczadach, przedstawiające walkę oddziałów Wojska Polskiego z UPA w pierwszych latach po wojnie, oraz jej ekranizacja kreowały wizerunek Ukraińca jako krwawego rezuna, lubującego się w odcinaniu głów polskich[68]. W niewielkim stopniu korygowało ten obraz trudno dostępne na księgarskim rynku opracowanie naukowe z 1973 r. na temat UPA Antoniego Szcześniaka i Wiesława Szoty[69]. W powszechnej świadomości obywateli polskich Ukraińcy byli postrzegani jako naród o sadystycznych skłonnościach. Liczne literackie i publicystyczne opisy zbrodni popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich na wołyńskich Polakach podczas okupacji niemieckiej oraz w Bieszczadach w pierwszych latach po wojnie jedynie umacniały ten stereotyp i tworzyły barierę uniemożliwiającą jakiekolwiek zbliżenie między mniejszością ukraińską i otaczającą ją polską większością[70]. Atmosfera stworzona wokół Ukraińców nie zachęcała przedstawicieli tej społeczności do uzewnętrzniania swojej tożsamości. W ten sposób powstawały obiektywne przesłanki do twierdzenia, że problem ukraiński uległ rozwiązaniu na zasadzie włączenia się tej społeczności do budownictwa socjalistycznego w Polsce. Ukrainiec zazwyczaj stawał się nacjonalistą, gdy wysuwał jakiekolwiek postulaty o charakterze narodowym, uczciwym zaś obywatelem, gdy niczym nie zdradzał swojej odrębności kulturowej.
* * *
Najbardziej stabilny w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych był układ stosunków na pograniczu polsko-słowackim na terenie Spisza i Orawy. Władze centralne tradycyjnie deklarowały wobec Słowaków życzliwość, podkreślając ich wkład w budownictwo socjalizmu i akceptację dla rzeczywistości politycznej w Polsce. Natomiast niegasnący konflikt między ludnością polską i słowacką tłumaczono oddziaływaniem, niechętnego Słowakom, kleru katolickiego[71]. Konsekwentna odmowa dopuszczenia języka słowackiego do życia liturgicznego rodziła konflikty, których jaskrawym przejawem były bójki i awantury pod kościołami. Wydaje się jednak, że władze nie były zbyt zainteresowane w zażegnaniu tego konfliktu. Kompromitował on przede wszystkim kler katolicki i pozwalał na wskazanie źródeł nacjonalizmu polskiego, sprawiał, że głównym adresatem słowackich żądań stawał się Kościół.
MSW dostrzegało wprawdzie fakt, że ludność słowacka w Polsce nie może doczekać się realizacji jakichkolwiek postulatów o charakterze kulturalnym lub oświatowym, lecz dyrektor Departamentu Społeczno-Administracyjnego, Z. Orłowski, wyjaśniał, że jest to wynik opieszałości miejscowych władz, zaś interwencja MSW — jego zdaniem — mogłaby jedynie jeszcze bardziej skomplikować sytuację[72]. Tymczasem w 1968 r. przestało istnieć liceum słowackie w Jabłonce, a szkolnictwo podstawowe skurczyło się do symbolicznych rozmiarów[73]. W 1970 r. istniały tylko 3 szkoły ze słowackim językiem wykładowym, a w 9 nauka języka ojczystego odbywała się w ramach nieobowiązkowych zajęć pozalekcyjnych. Podobnie jak w przypadku Białorusinów, Słowacy, chcąc, aby ich dzieci uczono w języku ojczystym, musieli corocznie składać administracji szkolnej odpowiednie deklaracje[74].
MSW pozostawiało rozwiązanie problemu słowackiego lokalnym władzom. Mając świadomość, w jakim stanie znajdowały się stosunki polsko-słowackie na terenie Spisza i Orawy, kierownictwo resortu w pełni zdawało sobie sprawę z konsekwencji wyboru takiego wariantu politycznego.
* * *
W końcu lat sześćdziesiątych niewiele już było oznak świadczących o istnieniu na terenie Polski niemieckiej mniejszości narodowej. Działalność TSKN niemal całkowicie zamarła, nie ukazywała się prasa w języku niemieckim, nie funkcjonowały szkoły przeznaczone dla dzieci tej mniejszości. Oficjalnie nie było także Niemców w Polsce. Departament Społeczno-Administracyjny MSW oceniał, że społeczność niemiecką w Polsce reprezentowali wyłącznie ludzie starzy, których uczestnictwo w życiu narodowym ograniczało się do obecności na imprezach kulturalnych organizowanych, za pośrednictwem TSKN, przez konsulat NRD we Wrocławiu[75]. Towarzystwo w zasadzie stwarzało jedynie prawne podstawy do działania na terenie Polski wschodnioniemieckich instytucji kulturalnych. Nie służyło natomiast jakiejkolwiek aktywizacji obywateli polskich o niemieckiej orientacji narodowej.
Zgodnie z dyrektywą Sekretariatu KW PZPR w Katowicach z 1964 r. znacznie zmniejszyły się wyjazdy ludności autochtonicznej i Niemców z Górnego Śląska do RFN. Nie oznacza to, że zmalała liczba chętnych do wyjazdu. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych przytłaczającą większość składanych wniosków Biuro Paszportowe MSW załatwiało odmownie. Jedynie na Warmii i Mazurach ruch wyjazdowy był intensywniejszy, bowiem nie występował tu problem braku rąk do pracy w przemyśle, a miejscowi dygnitarze zainteresowani byli w nabywaniu opuszczanych domów i działek położonych nad jeziorami[76]. Dlatego wnioski wyjazdowe z Warmii i Mazur wspierane były pozytywnymi opiniami władz lokalnych. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych z województwa olsztyńskiego i białostockiego wyemigrowało kilkanaście tysięcy osób[77]. W porównaniu do województw opolskiego i katowickiego, gdzie ludność rodzima była bardziej liczna, skala tego ruchu była dość znaczna.
Dalszy wzrost zainteresowania wyjazdami nastąpił po podpisaniu w grudniu 1970 r. Układu między PRL a RFN o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków. Uznanie przez RFN granicy zachodniej Polski złagodziło napiętą atmosferę w relacjach między obu krajami. Zmiana strategii gospodarczej przez ekipę Edwarda Gierka wywoływała także potrzebę zaciągania kredytów zagranicznych. Obietnica udzielenia pożyczek przez rząd RFN wpłynęła z kolei na złagodzenie stanowiska władz polskich w kwestii wyjazdów do Niemiec. Nasiliły się one zwłaszcza w drugiej połowie lat siedemdziesiątych w ramach akcji łączenia rodzin. Wyjechała wówczas większość ludności rodzimej Mazur[78]. Byli to głównie chłopi zniechęceni długotrwałą, niesprzyjającą rozwojowi rolnictwa, polityką partii.
Szybko rosły także szeregi chętnych na wyjazd na Górnym i Opolskim Śląsku. Motywy tych decyzji były różne. Znawca problemu niemieckiego w Polsce, Henryk Szczerbiński, pisał, że dominowała przede wszystkim chęć połączenia się z rodziną, poczucie przynależności do narodu niemieckiego oraz perspektywy poprawy położenia materialnego[79]. Na dalszym miejscu czynnikiem sprawczym były uprzedzenia spowodowane powojenną polityką władz polskich. Ogromne znaczenie na wzrost tendencji emigracyjnych miała polityka rządu zachodnioniemieckiego. Kilkadziesiąt tysięcy Ślązaków systematycznie otrzymywało paczki. Osoby, które służyły w Wehrmachcie lub rodziny poległych żołnierzy miały renty niemieckie. Wprawdzie oferowane obywatelom polskim świadczenia nie były wysokie, lecz fakt ich przekazywania wpływał na stan świadomości narodowej odbiorców[80]. W 1968 r. w województwie katowickim wpłynęło 4 738 wniosków o wyjazd, z których 841 rozpatrzono pozytywnie, w 1969 r. złożono 7 264 wnioski, rozpatrzono pozytywnie — 965, w 1971 r. na 26 981 wnioskodawców 6 855 otrzymało zgodę[81].
W miarę otwierania się gospodarczego Polski na Zachód i narastającej konieczności pożyczania nowych pieniędzy, zwiększały się ułatwienia emigracyjne dla ludności autochtonicznej. Nie zaistniały natomiast żadne okoliczności sprzyjające spełnieniu oczekiwań narodowych coraz bardziej skłaniających się ku niemieckości Ślązaków, Mazurów i Warmiaków. Władze oprócz planów asymilacyjnych nie miały żadnej koncepcji pozyskania ludności autochtonicznej dla państwa polskiego. Nie uwzględniano jej inności kulturowej, nie próbowano rekompensować krzywd doznanych po wojnie, ograniczano dostęp do władzy i stanowisk w aparacie partyjnym i państwowym[82]. Poczucie obcości autochtonów pogłębiała odmienność tradycji i obyczajów ludności napływowej. Ci ostatni głównie wypełniali struktury lokalnej władzy. Ograniczając prawa ludności rodzimej, najczęściej działali w przekonaniu, że bronią polskiej racji stanu. W rzeczywistości zaś tworzyli wśród autochtonów nowe zastępy deklarujących niemiecką orientację narodową.
* * *
Najbardziej złożonym w końcu dekady lat sześćdziesiątych okazał się problem żydowski. Wraz z przejęciem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przez Mieczysława Moczara w 1964 r. resort ten stopniowo stawał się ośrodkiem antysemickiej akcji, przenoszącej się do struktur partii, administracji oraz innych instytucji życia publicznego. Temat żydowski stale był obecny na posiedzeniach Kolegium MSW od początku 1967 r.[83] Prawdziwą histerię antysemicką wywołała jednak wojna izraelsko-arabska w czerwcu 1967 r. Resort kierowany przez Moczara zachowywał się tak, jakby Polska była bezpośrednim uczestnikiem tego konfliktu. Od pierwszych dni wojny MSW otrzymywało meldunki zaszyfrowaną pocztą ze wszystkich województw o zachowaniach osób pochodzenia żydowskiego[84]. Operacja wymagała gigantycznego wysiłku organizacyjnego, bowiem zastępcy komendantów wojewódzkich do spraw bezpieczeństwa obowiązani byli codziennie meldować o wynikach obserwacji przez aparat bezpieczeństwa kilku tysięcy ludzi. Zbierano także informacje na temat opinii Polaków o Żydach w Polsce i konflikcie bliskowschodnim. Z treści tych meldunków wynikało jednoznacznie, że sympatie Żydów były po stronie Izraela, Polaków zaś, a zwłaszcza inteligencji, mocno podzielone. Część społeczeństwa polskiego odczuwała satysfakcję, że „nasi Żydzi biją ruskich Arabów”[85]. Pułkownik Artur Mickiewicz z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie przytaczał wypowiedź członków partii narodowości żydowskiej. Mówili oni: „Jesteśmy komunistami i wobec tego, zgodnie z polityką naszego rządu, wypadałoby popierać państwa arabskie, z drugiej strony jesteśmy Żydami, więc należy popierać Izrael”[86]. Z materiałów jakimi dysponowało MSW polityka rządu izraelskiego z uznaniem była przyjmowana przez zdecydowaną większość działaczy TSKŻ. Kilkudziesięciu młodych ludzi wyrażało chęć wyjazdu na Bliski Wschód i wstąpienia do armii izraelskiej.
Nastroje euforii z powodu zwycięstwa Żydów nad Arabami Mieczysław Moczar uznawał niemal za zdradę stanu. 28 czerwca zwołał Kolegium do Spraw Operacyjnych MSW, na którym była rozważana sytuacja w kraju po wojnie bliskowschodniej oraz strategia postępowania wobec Żydów, którzy — zdaniem resortu — sprzeniewierzyli się interesom partii i państwa[87]. Przedstawiając sytuację w kraju Moczar przekonywał, że Żydzi widzą swoją ojczyznę w Izraelu, że mimo okazywanej nielojalności są we wszystkich strukturach władzy, stanowią większość personelu ambasady amerykańskiej w Warszawie[88]. „Ujawniono szereg postaw ludzi wykazujących dwulicowość. Wypowiadali się wprost za Izraelem, za systemem wartości przez niego reprezentowanym. Niektóre z tych osób zajmują ważne stanowiska w mechanizmie państwowym i wojskowym” — mówił[89].
Dyrektorzy poszczególnych departamentów używali słów jeszcze bardziej radykalnych. Tadeusz Mikuś, szef Departamentu Kadr MSW zwracał uwagę, że we wszystkich jednostkach resortu byli Żydzi, którzy — podkreślał — nie powinni tam pracować[90]. Dyrektor III Departamentu Henryk Piątek informował zebranych, że jego zespół od kilku lat wnioskował o niedopuszczanie Żydów do tajnych dokumentów i prac w resortach wojskowości i bezpieczeństwa państwa. Wiceminister Szlachcic stwierdził natomiast, że nie należy się dziwić, że większość Żydów polskich sympatyzowała z Izraelem, lecz jedynie temu, że tak wielu z nich znajdowało się na kierowniczych stanowiskach w aparacie politycznym, administracyjnym i gospodarczym[91]. Podczas dyskusji rodziła się opinia, że obecność Żydów w aparacie władzy jest niepożądana i szkodliwa dla państwa polskiego.
Obecny na posiedzeniu kierownik Wydziału Administracyjnego KC PZPR Kazimierz Witaszewski wyraził satysfakcję, że sprawa dojrzała do pomyślnego rozwiązania. „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Sytuację tę myśmy znali, ale nie wiedzieliśmy, że jest tak ostra. (...) Część starych komunistów żydowskich zeszła na stanowisko nacjonalistyczne. Jest też taka część Żydów, że jeżeli zdjąć go z urzędu, to przestaje być komunistą i jedzie do Izraela”[92]. W ten sposób tworzono opinię o Żydach jako zbiorowości obojętnej na losy kraju.
W końcu czerwca III Departament MSW, kierowany przez pułkownika Henryka Piątka, dokonał Oceny sytuacji w Polsce w związku z konfliktem na Bliskim Wschodzie. Powołując się głos opinii publicznej, autorzy opracowania twierdzili, iż społeczeństwo domaga się „wyciągnięcia sankcji partyjnych i służbowych wobec osób manifestujących proizraelskie i antypolskie postawy”[93]. Oprócz propozycji ochotniczego zaciągu do armii izraelskiej, obywatele polscy narodowości żydowskiej mieli przekazywać ambasadzie Izraela swoje oszczędności, składać masowo, telefonicznie lub listownie, gratulacje z okazji odniesionych zwycięstw. „W okresie agresji Izraela na państwa arabskie — pisano — najostrzej wystąpiły syjonistyczne i szowinistyczne tendencje w środowiskach skupionych wokół TSKŻ i ZRWM. (...) W Klubie Studenckim TSKŻ w Warszawie wielokrotnie miały miejsca fakty demonstracji proizraelskich i syjonistycznych poglądów”[94]. Autorzy opracowania szeroko informowali władze MSW i KC PZPR o udziale pracowników aparatu partyjnego i administracyjnego, dziennikarzy, literatów i adwokatów narodowości żydowskiej w demonstracjach poparcia dla polityki Izraela na Bliskim Wschodzie. W przeciwieństwie do antysemickiej akcji z okresu przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych obecnie nie było podziału na Żydów dobrych i złych. Wszyscy byli źli. „Na uwagę zasługuje patriotyczna postawa obywateli polskich — pisano w opracowaniu III Departamentu — którzy w wielu przypadkach informowali Służbę Bezpieczeństwa o prowokacyjnym zachowaniu syjonistów”[95]. Niektórzy Żydzi dopiero w 1967 r., „ujawniając wrogą postawę”, umożliwili Służbie Bezpieczeństwa rozpoznanie ich narodowości.
Wnioski zawarte w tym dokumencie nie pozostawiały wątpliwości co do intencji autorów. Postulowali rozbudowę sieci informatorów w środowisku żydowskim oraz przygotowanie „zespołów operacyjnych do zwalczania działalności syjonistycznej”. Miały one powstać w województwach o największych skupiskach ludności żydowskiej — warszawskim, wrocławskim, krakowskim, łódzkim i szczecińskim. „Konflikt na Bliskim Wschodzie — pisano we wnioskach — wykazał, że większość obywateli polskich narodowości żydowskiej, w tym członków partii zajmujących odpowiednie stanowiska w instytucjach frontu ideologicznego i gospodarki narodowej — opowiedziała się przeciwko stanowisku partii i rządu PRL. (...) Wykazali, że w określonych sytuacjach mogą stanowić źródło zagrożenia i niepokoju, wpływać na obniżenie gotowości obronnej, siać defetyzm w społeczeństwie. W związku z zaistniałą sytuacją należy objąć kontrolą operacyjną nie tylko osoby i grupy syjonistyczne, skupione wokół legalnie działających organizacji, ale także osoby, które ujawniły antypolską i proizraelską postawę”[96].
W ramach zwalczania syjonizmu NIK miał przeprowadzić kontrolę finansową TSKŻ, Żydowskiej Centralnej Komisji Pomocy Społecznej i Organizacji Rozwoju Twórczości. Służbę Bezpieczeństwa zobowiązano do przekazania instancjom partyjnym danych osobowych o pracownikach w celu dokonania przeglądu kadr. MSW i Komitet Centralny miały dokonać analizy postaw osób reprezentujących Polskę w organizacjach międzynarodowych. Oznaczało to przygotowania do czystek kadrowych w aparacie partyjnym i administracyjnym, redakcjach gazet, sądownictwie, instytucjach naukowych i artystycznych. W załączniku do Oceny wyszczególniono liczbę 491 Żydów i 76 Polaków, którzy sprzeniewierzyli się interesom partii i państwa. Najwięcej było dziennikarzy — 76 Żydów i 10 Polaków[97].
Od lipca 1967 r. „rozpracowywaniem” środowiska żydowskiego zajmowało się kilka zespołów MSW. Departament Społeczno-Polityczny analizował sytuację w TSKŻ, a przede wszystkim postawy polityczne działaczy tej organizacji oraz źródła jej finansowania. Przy okazji policzono ilu Żydów mieszkało w poszczególnych miejscowościach, określono charakter wykonywanych przez nich zajęć, badano kontakty poszczególnych osób z ośrodkami żydowskimi na Zachodzie, napisano krótką historię TSKŻ i dokonano oceny działalności tej organizacji w minionych latach[98]. Najwięcej uwagi poświęcono sprawom finansowym Towarzystwa. Dokładnie zbadano wpływy i wydatki. Za najbardziej szkodliwe uznano dofinansowywanie działalności TSKŻ przez zagraniczne ośrodki syjonistyczne. Uzależnienie finansowe — zdaniem dyrektora Departamentu, Orłowskiego — doprowadziło do odchodzenia organizacji od działalności statutowej i ulegania wpływom nacjonalistycznym. Nawet na koloniach i obozach, organizowanych przez TSKŻ, dzieciom zamiast orła kazano czcić gwiazdę syjonistyczną — pisał[99].
Departament Społeczno-Polityczny proponował wyciagnięcie konsekwencji wobec działaczy TSKŻ — członków partii, zabronił przyjmowania pomocy z zewnątrz, postulował zmianę cyklu wydawania pisma „Fołks Sztyme” z dziennika na tygodnik, zwolnienie z pracy jego redaktora naczelnego, Grzegorza Smolara, ograniczenie roli Towarzystwa do spraw kulturalno-oświatowych oraz dokonanie zasadniczych zmian w kierownictwie organizacji. W przypadku, gdyby spełnienie tego ostatniego postulatu okazało się zbyt trudne, proponowano zawiesić działalność TSKŻ lub je całkowicie zlikwidować[100]. Wyliczono, że organizacja ta na jednego członka wydatkowała w 1966 r. 3 000 zł, podczas gdy UTSK — 460 zł, BTSK — 320 zł, a LTSK — tylko 120 zł[101]. Większość dochodów TSKŻ — według rozeznania Departamentu Społeczno-Administracyjnego — uzyskiwało z wynajmu lokali. Uznawano ten fakt za przejaw uprzywilejowania środowiska żydowskiego.
Treść dokumentu, sporządzonego przez zespół pułkownika Piątka, po odpowiednich uzupełnieniach i modyfikacjach natury stylistycznej przesłano do Komitetu Centralnego i Komitetów Wojewódzkich PZPR jako tajną informację MSW o zagrożeniach wynikających z obecności Żydów w aparacie władzy[102]. Dokument, podpisany przez wiceministra Kazimierza Świtałę, zawierał listę osób zajmujących kierownicze stanowiska w prasie, radiu, telewizji, MSZ, centralach handlu zagranicznego, placówkach akademickich, którzy krytycznie odnieśli się do stanowiska władz PZPR i państwa polskiego wobec konfliktu bliskowschodniego[103]. W przypadku sekretarzy wojewódzkich PZPR, informacja MSW stanowiła zachętę do działań antysemickich, usuwania osób pochodzenia żydowskiego z zajmowanych stanowisk w instytucjach życia publicznego. Z pewnością mogła być odbierana przez nich jako oficjalna interpretacja problemu żydowskiego w Polsce. „Przekazując niniejszą informację pragniemy powiadomić Kierownictwo Partii — pisał Świtała — że aparat MSW jest przygotowany do podejmowania niezbędnych kroków dla przeciwdziałania nieodpowiedzialnym bądź prowokacyjnym wystąpieniom”[104]. W załączniku do informacji Świtały, przesłanym kilka dni później do KC i sekretarzy KW, ministerstwo proponowało przeanalizować posiadane dokumenty dotyczące osób żydowskiego pochodzenia zajmujących odpowiedzialne stanowiska w centralnej administracji państwowej, biurach współpracy z zagranicą, prasie, radiu, telewizji, placówkach naukowych i kulturalnych „pod kątem usunięcia ich z funkcji związanych z obronnością i ideologicznym oddziaływaniem na społeczeństwo”[105].
Latem 1967 r. trwała akcja usuwania Żydów z wojska, aparatu partyjnego, administracji. Czystki objęły także uczelnie, wydawnictwa i redakcje czasopism. Pomówienia, intrygi i prowokacje stały się powszechnymi metodami zwalczania osób pochodzenia żydowskiego[106]. Zazwyczaj do zwolnienia z pracy wystarczało pismo z MSW, informujące kierownika danej jednostki, że resort nie ma zaufania do takiego lub innego pracownika[107]. Z reguły szefowie poszczególnych instytucji w obawie przed utratą własnych stanowisk pozbywali się wskazanych przez MSW podwładnych.
Nie wiadomo, czy przytaczane w dokumentach MSW liczby dotyczące dochodów i wydatków TSKŻ odzwierciedlały rzeczywistość, lecz czas, w którym podjęto sprawy finansowe tej organizacji z pewnością nie był przypadkowy. Od Prezydium Zarządu Głównego Towarzystwa ministerstwo domagało się zajęcia oficjalnego stanowiska w sprawie konfliktu bliskowschodniego. Władze TSKŻ natomiast długo zwlekały z wydaniem odpowiedniego oświadczenia[108]. W końcu lipca 1967 r. Zarząd Główny TSKŻ, pod wyraźnym naciskiem Komitetu Centralnego PZPR i MSW, w ostrych słowach potępił atak Izraela na kraje arabskie. Wielu intelektualistów, w tym znany literat Jerzy Ficowski, opuściło szeregi tej organizacji[109].
W tym samym czasie MSW wraz z Ministerstwem Sprawiedliwości wszczęły interwencję w sprawie niektórych haseł w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej, zwłaszcza dotyczących obozów koncentracyjnych i problemu zagłady polskich Żydów podczas II wojny światowej. Powołując się na ekspertyzy Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce (GKBZHwP) działającej w strukturach Ministerstwa Sprawiedliwości, szef tego resortu Stanisław Walczak zarzucił redaktorom Wielkiej Encyklopedii Powszechnej wyolbrzymianie liczby Żydów zamordowanych w obozach koncentracyjnych i pomniejszanie cierpień Polaków. Wystosował w tej sprawie list do kierownika Wydziału Administracyjnego KC PZPR Kazimierza Witaszewskiego i sekretarza KC Władysława Wichy[110]. Według GKBZHwP wskutek terroru okupanta niemieckiego życie straciło 5,4 mln obywateli polskich, w tym 3,1 mln Polaków i 2,3 mln Żydów. Dane te Komisja uzyskała od Prezydium Rady Ministrów. Tymczasem w Encyklopedii napisano iż w obozach zagłady większość ofiar stanowili Żydzi.
Równolegle interwencję w KC PZPR w sprawie haseł encyklopedycznych dotyczących polskich i żydowskich ofiar wszczęło MSW, powołując się także na autorytet GKBZHwP[111]. Pomijając wartość danych, którymi operowały obie strony, kuriozalnym był fakt, iż w roztrzyganie sporu natury historyczno-naukowej angażowały się dwa resorty rządowe oraz KC PZPR.
Na wniosek Kazimierza Witaszewskiego Wydział Nauki i Oświaty KC PZPR powołał specjalną komisję w sprawie wyjaśnienia zagadnień związanych z kwestionowanymi przez MSW informacjami zawartymi w Encyklopedii. W jej składzie znaleźli się Zenon Wróblewski, Kazimierz Rusinek, Kazimierz Zawadzki i Włodzimierz Michajłow[112]. Po kilku tygodniach prac komisja ta stwierdziła, że w VIII tomie Wielkiej Encyklopedii Powszechnej pod hasłem „obozy koncentracyjne hitlerowskie” podane zostały nieprawdziwe informacje. „Zostały popełnione istotne błędy polityczne, metodologiczne i rzeczowe, a przede wszystkim został jednostronnie wyeksponowany tragiczny los ludności żydowskiej w Europie, a pominięto cele hitlerowskiej polityki eksterminacyjnej w stosunku do podbitych narodów, a w szczególności ogromu cierpień narodu polskiego” — napisała komisja kierowana przez Zenona Wróblewskiego[113]. Autorowi opracowania hasła, J. Gumkowskiemu, zarzucono fałszerstwo, brak rzetelności i kwalifikacji. Komisja zaproponowała zwolnienie go z prac w redakcji Encyklopedii oraz stanowiska radcy w Ministerstwie Sprawiedliwości[114]. Postanowiono zwolnić także inne osoby pochodzenia żydowskiego, zaangażowane w tworzenie Encyklopedii — kierownika redakcji L. Hajznera oraz redaktora tego wydania S. Biernackiego[115]. Komisja Wróblewskiego zaproponowała wydanie oddzielnego opracowania książkowego, ukazującego problem obozów koncentracyjnych na ziemiach polskich oraz cierpień Polaków podczas II wojny światowej. Uznano bowiem, że dotychczasowe opracowania zbyt jednostronnie eksponują martyrologię Żydów, pomniejszają natomiast straty Polaków.
Działania zainicjowane przez MSW i niektórych członków KC PZPR uruchomiły lawinę szykan i represji wobec całego środowiska żydowskiego w Polsce. Z wojska masowo zwalniano lub wysyłano na emeryturę oficerów, u których dopatrzono się żydowskiego pochodzenia, z redakcji i wydawnictw usuwano pracowników tej narodowości. Zaostrzenie cenzury prowadziło jednak nieuchronnie do konfrontacji władzy także z polskimi elitami intelektualnymi. Buntowała się przede wszystkim młodzież studencka. Zdjęcie w końcu stycznia 1968 r. Dziadów Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka z repertuaru warszawskiego Teatru Narodowego wzburzyło środowiska inteligenckie w Polsce. Wzmacnianie kontroli i ograniczeń nad życiem intelektualnym potępił Warszawski Oddział Związku Literatów Polskich, a studenci Uniwersytetu Warszawskiego zorganizowali wiec w obronie wolności słowa i relegowanych z uczelni kolegów. Protesty studenckie zorganizowano także w Poznaniu, Lublinie, Łodzi, Wrocławiu i Krakowie. Brutalnej interwencji oddziałów milicji przeciw studentom towarzyszyła równie brutalna propaganda w partyjnych środkach masowego przekazu. Zajścia przedstawiano jako wynik prowokacji syjonistów, którym udało się pociągnąć za sobą „bananową młodzież” i pospolitych chuliganów.
Władysław Gomułka, w przemówieniu wygłoszonym 19 marca 1968 r. mówił wprost o młodzieży żydowskiej jako inicjatorach zajść na polskich uczelniach. Wypomniał, iż ich rodzice zajmowali wysokie stanowiska w aparacie władzy PRL. „Jest kategoria Żydów obywateli polskich uczuciowo i rozumowo nie związana z Polską, lecz z państwem Izrael — mówił Gomułka. — Są to na pewno nacjonaliści żydowscy. (...) Przypuszczam, że ta kategoria Żydów wcześniej lub później opuści nasz kraj. (...) Nie ulega wątpliwości, że i obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni jednak unikać pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”[116]. W „Trybunie Ludu” drukowano nazwiska studentów, którzy brali udział w demonstracjach na uniwersytecie i politechnice warszawskiej. Obok zamieszczano imiona ich rodziców oraz informacje o zajmowanych przez nich stanowiskach lub charakterze wykonywanej pracy. Większość osób atakowanych przez „Trybunę Ludu” była pochodzenia żydowskiego[117].
Przedstawianie studentów polskich jako zbałamuconej przez „syjonistów” młodzieży przyniosło oczekiwane rezultaty. Antysemicka propaganda została zaakceptowana przez część społeczeństwa polskiego. Studenci niektórych uczelni szybko zaczynali odcinać się od „syjonistów”[118]. Natomiast „antysyjonistyczne” wiece, organizowane przez władze na terenie fabryk, nie wywoływały żadnych odruchów sprzeciwu środowisk robotniczych, a wręcz przeciwnie skutecznie umacniały nastroje antysemickie[119]. Starannie wyreżyserowane zebrania z reguły kończyły się odczytaniem deklaracji potępiających „wichrzycieli” i „syjonistów”. Żydzi zostali poddani swoistemu ostracyzmowi. Wobec powszechnego zastraszenia rzadko były podejmowane próby obrony „piętnowanych” współtowarzyszy pracy w instytucjach kulturalnych, redakcjach, uniwersytetach[120]. Antyżydowska kampania propagandowa, kierowana przez kierownika Biura Prasy KC PZPR Stanisława Olszowskiego, tworzyła atmosferę ułatwiającą zwalnianie Żydów z zajmowanych posad. Zwolnieniom towarzyszyły awanse dla najbardziej gorliwych zwolenników „unarodowienia” kadr. Dlatego młodsi funkcjonariusze partii, zainteresowani zajmowaniem posad kosztem usuwanych „syjonistów”, prześcigali się w antydemokratycznej i pseudonarodowej demagogii[121].
W lipcu 1968 r. z rozpaczliwym apelem do władz PRL zwrócił się naczelny rabin w Polsce Wawa Morejno. Swoje wystąpienie adresował do I sekretarza KC PZPR, marszałka Sejmu, przewodniczącego Rady Państwa i prezesa Rady Ministrów. Podawał liczne przykłady udziału Polaków w zwalczaniu ludności żydowskiej podczas II wojny światowej oraz prześladowań w pierwszych latach po wojnie. Morejno oskarżył władze PRL o rozpętanie histerii antyżydowskiej, rozbudzanie i utrwalanie w społeczeństwie polskim nienawiści rasowej. Działania te porównał do metod mobilizacji mas przeciwko Żydom stosowanych przez hitlerowców w latach trzydziestych. Zaapelował o powstrzymanie tej kompromitującej naród i państwo akcji[122]. Prokuratura Generalna, która wszczęła śledztwo w tej sprawie, uznała wystąpienie Morejny za przejaw antypolskiej propagandy kół reakcyjno-syjonistycznych, a jego treść — za obraźliwą dla narodu polskiego, szkodliwą dla państwa[123]. Z korespondencji prokuratora generalnego Henryka Cieśluka do Mieczysława Moczara wynikało, że jego działania były uzgadniane z ministrem spraw wewnętrznych. Decyzją Cieśluka Morejnę aresztowano i poddano obserwacji psychiatrycznej, uznano bowiem, że nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien mówić o udziale Polaków w zagładzie Żydów, ani tym bardziej porównywać władz PRL do hitlerowców[124].
Efekt wywołanej przez MSW i kierownictwo partii kampanii antysemickiej przekroczył oczekiwania inicjatorów. „W pewnym momencie akcja wymknęła się z rąk organizatorów — pisała we wspomnieniach Alina Grabowska. — Dezorganizacja, sprzeczne dyspozycje, pospiesznie podejmowane decyzje, chaos i panika, nadgorliwość prowadząca do zbytnio kompromitujących posunięć, wszystko to rozwinęło się na wyjątkowo podatnej glebie. (...) Większość stanowisk urzędniczych i partyjnych, przynajmniej na prowincji, okupują dziś ludzie gotowi dosłownie na wszystko w obronie lepszej posady, większych przywilejów, ludzie pozbawieni kręgosłupa moralnego, dokumentnie zeszmaceni”[125].
Zwalnianie osób pochodzenia żydowskiego z pracy przybrało niekontrolowane rozmiary. Niektóre szpitale pozostawały niemal bez personelu lekarskiego. Zwalnianych różnymi szykanami zmuszano do opuszczenia kraju. „Rok 1968 jest rokiem wygnania Żydów z Polski, rokiem, w którym zakończyło się zjawisko znane jako żydostwo polskie” — pisał jeden z wygnańców Henryk Grynberg[126]. Według różnych szacunków w latach 1968-1971 wyemigrowało z Polski od 15 do 30 tys. osób pochodzenia żydowskiego oraz ich polskich współmałżonków[127]. Wyjeżdżającym odbierano obywatelstwo i prawo powrotu. Kultura i nauka polska poniosły ogromne straty. Na uniwersytetach miejsce intelektualistów zajęli pośpiesznie awansowani docenci, którzy awans zawdzięczali wyłącznie poparciu partii, nie zaś osiągnięciom naukowym[128].
Niezmiernie trudno jest doszukać się racjonalnego wyjaśnienia antysemickiej nagonki organizowanej przez władze w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Konflikt bliskowschodni lub wydarzenia marcowe były jedynie okolicznościami sprzyjającymi inicjatorom represji antyżydowskich, nie zaś czynnikami sprawczymi. Wojciech Roszkowski jest zdania, że komuniści zmobilizowali najciemniejsze siły drzemiące w każdym społeczeństwie — szowinizm, rasizm, ksenofobię, by rozegrać swoje porachunki, przesłonić istotne przyczyny permanentnego kryzysu społecznego w PRL, oduczyć Polaków racjonalnego myślenia i uczynić ich wspólnikami w walce z urojonym wrogiem[129]. Warto jednak zauważyć, że konsekwentnie zrealizowali najbardziej skrajne pomysły przedstawicieli obozu narodowego z okresu międzywojennego. Ich działania nie spotkały się, za wyjątkiem nielicznej grupy intelektualistów, z przejawami dezaprobaty społecznej. Zbyt wiele pytań dotyczących tego okresu pozostaje wciąż bez odpowiedzi.
1 CA MSWiA, zespół MSW. Gabinet Ministra, sygn. 17/IX/268, t. 45, k. 180.
2 Tamże, k. 191.
3 Tamże, k. 182.
4 Tamże, k. 191.
5 Tamże, k. 187.
6 Tamże, k. 188-189.
7 Tamże, k. 169.
8 Tamże, k. 172.
9 Tamże, k. 174.
10 Tamże, k. 1776-177.
11 Tamże, k. 173.
12 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 53.
13 Tamże, k. 54-55.
14 W. Roszkowski, Historia Polski..., s. 284.
15 III Plenum KC PZPR, „Nowe Drogi”, 1976, nr 3, s. 9 i n.
16 CA MSWiA, zespół MSW. Gabinet Ministra, sygn. 17/IX/268, t. 45, k. 183.
17 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 32.
18 Tamże, k. 14-17.
19 Tamże, k. 106.
20 K. Tarka, Litwini w Polsce..., s. 131-132.
21 Tamże, s. 133.
22 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 95.
23 Tamże, zespół Kuratorium Okręgu Szkolnego (KOS), sygn. 137, k. 56-57.
24 CA MSWiA, zespół MSW, sygn. 17/IX/268, t. 45, k. 182.
25 Tamże.
26 APwB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 120.
27 Tamże, k. 121.
28 Tamże, k. 120.
29 Tamże, Protokół Komisji Narodowościowej KW PZPR z dn. 08.02.1967, k. 2.
30 Tamże, k. 4.
31 H. Wałkawycki, Wiry. Natatki redaktara..., s. 106.
32 Tamże, s. 107.
33 Tamże.
34 Według relacji redaktora naczelnego „Niwy” Jerzego Wołkowyckiego (zapisane 08.02.1996).
35 Paweł Jasienica (Lech Beynar) był dowódcą drużyny egzekucyjnej V Brygady Wileńskiej dowodzonej przez „Łupaszkę” (Zygmunta Szendzielarza) , która w latach 1945-1946 stacjonowała na Białostocczyźnie. W latach 1967-1968 Jasienica wraz z Antonim Słonimskim i Stefanem Kisielewskim protestowali przeciwko ingerencji władz w życie kulturalne i literackie.
36 H. Wałkawycki, Wiry..., s. 51.
37 Z relacji Jerzego Wołkowyckiego...
38 APB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 58.
39 Tamże, k. 57.
40 Tamże, k. 59.
41 Według relacji Jerzego Wołkowyckiego...
42 APwB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 49.
43 Tamże, k. 50.
44 H. Wałkawycki, Wiry..., s. 119.
45 Tamże, s. 114-115.
46 „Niwa”, 20.10.1968, nr 42.
47 „Biełaruski kalandar”, 1970, s. 71-78 (wyd. BTSK).
48 Tamże, s. 81.
49 Tamże, s. 80.
50 Pod różnymi krzyżami. Listy i polemiki, „Kurier Podlaski”, 24-25-26.02.1989, nr 40 (list Bazylego Pietruczuka).
51 Z. Krupska, Mniejszość białoruska w latach 1944-1988 w świetle materiałów przechowywanych w Centralnym Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, [w:] Białoruś, Czechosłowacja, Litwa, Ukraina. Mniejszości w świetle spisów statystycznych XIX-XX w. , Lublin 1996, s. 45.
52 S. Iwaniuk, Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne a szkolnictwo w języku białoruskim w latach 1956-1980, „Białoruskie Zeszyty Historyczne”, 1994, nr 2 (2), s. 83.
53 Tamże, s. 84.
54 APwB, zespół KW PZPR 1948-1975, sygn. 33/XIV/86, k. 29-33.
55 E. Mironowicz, Polityka władz wobec szkolnictwa białoruskiego na Bialostocczyźnie w latach 1944-1980, „Białoruskie Zeszyty Historyczne”, 1994, nr 2 (2), s. 74.
56 APwB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 58, wypowiedź wiceprzewodniczącej Komisji Narodowościowej KW PZPR Leokadii Ziniewicz.
57 A. Karpiuk, Białoruskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne w latach 1956-1970, „Białoruskie Zeszyty Historyczne”, 1994, nr 2 (2), s. 108.
58 Tamże, s. 109.
59 APwB, zespół KW PZPR, sygn. 33/XIV/43, k. 73.
60 Tamże, k. 102.
61 H. Sasinowski, M. Serwin, R. Szklarski (opr.), Problemy aktywizacji społecznej i gospodarczej gmin położonych we wschodniej części województwa białostockiego, Białystok 1985, opr. Ośrodek Badań Naukowych w Białymstoku.
62 CA MSWiA, zespół MSW, sygn. 17/IX/134, k. 1.
63 Tamże, k. 2.
64 Tamże, k. 3.
65 Tamże, sygn. 17/IX/268, k. 184.
66 R. Drozd, Ukraińcy w Polsce..., s. 232-233.
67 Tamże, k. 234.
68 Na podstawie powieści Jana Gerharda powstał film „Ogniomistrz Kaleń”.
69 A. Szcześniak, W. Szota, Droga do nikąd. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jej likwidacja w Polsce, Warszawa 1973.
70 Do najbardziej popularnych publikacji tego okresu opisujących konflikt polsko-ukraiński w okresie okupacji niemieckiej i w pierwszych latach po wojnie należały książki: H. Cybulskiego, Czerwone noce, Warszawa 1966 (wznowienie w 1976 r.); J. Czerwińskiego, Z wołyńskich lasów na berliński trakt, Warszawa 1972; J. Sobiesiaka, R. Jegorowa, Burzany, Warszawa 1964; W. Szelągowskiego, Wzburzony San, Warszawa 1973; P. Wernyhory, Operacja San — Wisła, Warszawa 1965.
71 CA MSWiA, zespół MSW, sygn. 17/IX/268, k. 183.
72 Tamże.
73 Tamże, sygn. 17/IX/268, t. 45, k. 193.
74 W. Czajka, Szkolnictwo słowackie w Polsce..., s. 177.
75 Tamże, k. 184.
76 P. Madajczyk, Niemcy..., s. 104.
77 A. Sakson, Mazurzy. Społeczność pogranicza, Poznań 1990, s. 178.
78 Z liczącej na początku lat siedemdziesiątych około 80 tys. osób mazurskiej grupy etnicznej pozostało zaledwie 10-15 tys: A. Sakson, Mazurzy..., s. 231.
79 H. Szczerbiński, Ludność niemiecka na Górnym i Opolskim Śląsku..., s. 169.
80 Tamże, s. 170.
81 Tamże, s. 172.
82 Z. Kurcz, Dlaczego Ślązacy stają się Niemcami, „Odra”, 1991, nr 5.
83 CA MSWiA, zespół MSW, sygn. 17/IX/268, t. 45, s. 178.
84 Tamże, zespół MSW II. Gabinet Ministra, sygn. 17/IX/125, k. 1-22.
85 M. F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967-1968, t. 3, Warszawa 1999, s. 63.
86 CA MSWiA, zespół MSW II. Gabinet Ministra, sygn. 17/IX/125, k. 10.
87 Tamże, zespół MSW II, sygn. 101/76/13, Protokół nr 002/67, k. 168.
88 Tamże, k. 176.
89 Tamże, k. 178.
90 Tamże, k. 183.
91 Tamże, k. 187.
92 Tamże, k. 185.
93 Tamże, k. 193.
94 Tamże, k. 197-198.
95 Tamże, k. 203.
96 Tamże, k. 206.
97 Tamże, k. 209.
98 Tamże, sygn. 17/IX/268, t. 46, k. 235-238.
99 Tamże, k. 245-247.
100 Tamże, k. 248.
101 Tamże, k. 256.
102 Tamże, zespół MSW II. Gabinet Ministra, sygn. 17/IX/125, k. 29-46.
103 Tamże, k. 35.
104 Tamże, k. 46.
105 Tamże, k. 129.
106 M. F. Rakowski, Pamiętniki polityczne..., s. 69-76.
107 Tamże, s. 96.
108 CA MSWiA, zespół MSW II, sygn.17/IX/268, t. 46, k. 261.
109 Tamże, zespół MSW II. Gabinet Ministra, sygn. 17/IX/125, k. 48.
110 AAN, zespół KC PZPR. Wydział Administracyjny, sygn. 237/XIV-274, k. 2.
111 Tamże, k. 4.
112 Tamże, k. 8.
113 Tamże, k. 10.
114 Na marginesie dokumentu przedstawionego przez Komisję, Witaszewski dopisał: „zwolnić z resortu”.
115 AAN, zespół KC PZPR. Wydział Administracyjny, sygn. 237/XIV-274, k. 14.
116 „Trybuna Ludu”, 20.03.1968, nr 79.
117 M. F. Rakowski, Dzienniki polityczne..., s. 138-139.
118 J. Eisler, Marzec 1968. Geneza, przebieg, konsekwencje, Warszawa 1991, s. 254.
119 A. Cała, Mniejszość żydowska..., s. 284.
120 Tamże, s. 287.
121 W. Roszkowski, Historia Polski..., s. 291.
122 Ttreść wystapienia Wawy Morejny znana jest jedynie z pisma wiceprokuratora generalnego Z. Papierza do prokuratora generalnego Henryka Cieśluka: AAN, zespół KC PZPR. Wydział Administracyjny, sygn. 237/XIV-277, k. 144.
123 Tamże, k. 145.
124 Tamże, k. 143.
125 A. Grabowska, Łódzki marzec, „Kultura”, (Paryż) 1969, nr 5.
126 H. Grynberg, Wygnanie z Polski, „Kultura”, (Paryż), 1968, nr 11.
127 A. Cała, Mniejszość żydowska..., s. 286.
128 A. Cała, H. Datner-Śpiewak, Dzieje Żydów w Polsce..., s. 64.
129 W. Roszkowski, Historia Polski..., s. 292.